klasycznego, kultowego już stylu. Mało tego, panowie z Candlemass, by
to jeszcze mocniej podkreślić nie tylko ponownie zaprosili do
współpracy Längquista, który od czasu przygody z zespołem trzydzieści
trzy lata temu, był kompletnie nieobecny w świecie muzyki, to jeszcze
udało im się zaangażować do jednego z utworów samego twórcę
takiego mrocznego grania, bez którego prawdopodobnie nikt nie
pomyślałby o charakterystycznym niskim stroju – Tony'ego Iommi'ego,
byłego gitarzystę legendarnego Black Sabbath, które parę lat temu
ostatecznie zakończyło swoją wieloletnią i barwną historię. Nie są to
zresztą jedyni goście na płycie, żeby wymienić tylko kilku – dodatkowe
wokale nagrał gościnnie między innymi Mats Leven czy Jennie-Ann
Smith, a na klawiszach zagrał Rickard Nilsson, również z Avatarium. Czy
to pomogło, by klasyczny w formie album był warty uwagi?
Zaczyna się od gitarowego wjazdu, przechodzący w doomowy iście
Black Sabbathowy marsz przywodzący trochę na myśl „Carmina
Burana” Carla Orfa, a następnie przechodzący w rozpędzony, klasyczny
Candlemassowy pęd. Świetnie wypada Längquist, którego głos nie
zestarzał się nawet o odrobinę i brzmi tu trochę jak połączenie
Tony'ego Martina z Ronniem Jamesem Dio (co nie powinno nikogo
dziwić, bo Candlemass przez lata rozwijało to, co wypracowywał
właśnie Black Sabbath), ciekawym rozwiązaniem jest dodanie chórów
w tle, a sam utwór utrzymany jest w stylistyce jak wyrwanej z pierwszej
płyty Szwedów. Niezły jest też cięższy „Under the Ocean” w którym
nowoczesne, bardzo czyste brzmienie doskonale zostało połączone z
charakterystycznym niskim brzmieniem Szwedów, znów wyrwanym
niczym z pierwszych płyt, co nie zawsze dawało się odczuć na
albumach z Lowem. W drugiej połowie nie brakuje nawet dusznego,
pełnego smutku zwolnienia, które po chwili kapitalnie przechodzi w
kolejną porcję ostrego riffu prowadzącego przez cały numer. Na
trzecim miejscu znalazł się „Astorolus – the Great Octopus” w którym
gościnnie solówkę nagrał Tony Iommi. Perkusyjne intro do którego po
chwili dołączają soczyste gitary, a następnie zaczyna się doomowy
marsz do jakiego zarówno Black Sabbath, jak i Candlemass przez
WILK KULTURALNY|NUMER 3|KWIECIEŃ 2019|KOSZYK PEŁEN... |STRONA 89