UNIQUE UNIQUE 2/2017 | Page 9

kultura chrześcijańska. Żeby zmie- niać mentalność, mówiąc o miłości do drugiego człowieka, o akcepto- waniu go takim, jakim jest. Nieważ- ne, że jest chory, trędowaty, niewido- my. To nauka akceptowania każdego człowieka, że osoby niepełnospraw- ne są wśród nas i przecież już wiemy, że to normalne, że jesteśmy różni, że to nie jest jakaś kara Boża. ZJ: Dla nas bazą jest ta nauka Je- zusa, my tam przecież pojechaliśmy jako misjonarze i jeśli mielibyśmy odpowiedzieć, co jest istotą misyj- ności to właśnie to, żeby opowiadać o człowieczeństwie i miłości, dziele- niu się swoim sercem. Ale potem, jak wchodziliśmy na teren ośrodka, to nas obskakiwały, cieszyły się na nasz widok. Czy jakaś historia, scena, opowieść związana ZJ: No, czasem miały nadzieję, że coś im przy- z którymś z dzieci szczególnie zapadły wam w niesiemy. pamięć? EJ: Ale jak wyjeżdżaliśmy to przykleiły się bra- EJ: Nie braliśmy udziału w żadnej tragedii, bar- my, tak nas odprowadzały. To są momenty, które dziej poruszyła nas dobroć tych dzieci. Że one zapadają w pamięć. miały tak mało tego jedzenia i nam je oferowały, Ostatnie pytanie – czy mieliście poczucie, że proszę, weź sobie. I to jest coś co robi wrażenie faktycznie coś zmieniliście? Nie wątpiliście, niesamowite, że to dziecko ma coś dla siebie naj- czy taka krótka wizyta coś tym dzieciom fak- cenniejszego w danym momencie i tym się chce tycznie pomoże? z nami dzielić. ZJ: Ja powiem, że to nie tak, nie umiem tak pro- ZJ: Nie było żadnych dramatycznych wydarzeń, fetycznie… Wiem jedno, że powiedzmy bycie z na szczęście. drugim człowiekiem, przebywanie z nim, dziele- EJ: Była też taka sytuacja, że nie mogliśmy tam nie się czasem zawsze ma sens, to po pierwsze. do ośrodka jechać przez jakiś czas, brakowało ja- Po drugie na pewno mogę powiedzieć, że te na- kichś dokumentów, pozwolenia na pracę. sze cztery miesiące, to było za mało czasu. To się ZJ: Urzędnicy nie mogli sobie wyobrazić, że my wydawało dużo, szesnaście tygodni, natomiast no bardzo prędko się okazało, że ten czas… nie chcemy za naszą pracę żadnych pieniędzy! EJ: I nie było nas w ośrodku przez pięć dni, czy EJ: To kropla w morzu. Ja miałam bardzo często przez tydzień. I potem żeśmy pojechali z tymi takie poczucie, że my faktycznie nic nie zmienia- urzędnikami, którzy mieli uznać, czy dać nam tę my, nie możemy zmienić. Ale szybko uznaliśmy, zgodę, czy nie. I jak tylko dojechaliśmy to nas że liczy się jedynie, że tam jesteśmy i coś z siebie otoczyła ta chmara dzieci i woła: Elisabeth! Eli- dajemy. Bo my faktycznie nic nie przebudowali- sabeth! Bo Zbyszka imienia nie umieli wymówić. śmy, co najwyżej zasialiśmy ziarenko i ono może jakoś zakiełkuje. I ci urzędnicy… ZJ: Człowiek przychodzi z tym, co ma w sobie i ZJ: Takie gały zrobili! próbuje się tym dzielić, ale to jest proces. EJ: Byli zdziwieni, a te dzieci po prostu się cie- szyły, że nas widzą po przerwie. To są takie mo- EJ: Tak, to jest proces, to musi dłużej trwać. menty… Na początku te dzieci albinoskie się ZJ: Ktoś sieje, a potem ktoś inny to pozbiera. odwracały, chowały, one mają taki odruch, żeby .KN się ukrywać, być może nauczone przez rodziców.