kultura chrześcijańska. Żeby zmie-
niać mentalność, mówiąc o miłości
do drugiego człowieka, o akcepto-
waniu go takim, jakim jest. Nieważ-
ne, że jest chory, trędowaty, niewido-
my. To nauka akceptowania każdego
człowieka, że osoby niepełnospraw-
ne są wśród nas i przecież już wiemy,
że to normalne, że jesteśmy różni, że
to nie jest jakaś kara Boża.
ZJ: Dla nas bazą jest ta nauka Je-
zusa, my tam przecież pojechaliśmy
jako misjonarze i jeśli mielibyśmy
odpowiedzieć, co jest istotą misyj-
ności to właśnie to, żeby opowiadać
o człowieczeństwie i miłości, dziele-
niu się swoim sercem.
Ale potem, jak wchodziliśmy na teren ośrodka, to
nas obskakiwały, cieszyły się na nasz widok.
Czy jakaś historia, scena, opowieść związana ZJ: No, czasem miały nadzieję, że coś im przy-
z którymś z dzieci szczególnie zapadły wam w niesiemy.
pamięć?
EJ: Ale jak wyjeżdżaliśmy to przykleiły się bra-
EJ: Nie braliśmy udziału w żadnej tragedii, bar- my, tak nas odprowadzały. To są momenty, które
dziej poruszyła nas dobroć tych dzieci. Że one zapadają w pamięć.
miały tak mało tego jedzenia i nam je oferowały, Ostatnie pytanie – czy mieliście poczucie, że
proszę, weź sobie. I to jest coś co robi wrażenie faktycznie coś zmieniliście? Nie wątpiliście,
niesamowite, że to dziecko ma coś dla siebie naj- czy taka krótka wizyta coś tym dzieciom fak-
cenniejszego w danym momencie i tym się chce tycznie pomoże?
z nami dzielić.
ZJ: Ja powiem, że to nie tak, nie umiem tak pro-
ZJ: Nie było żadnych dramatycznych wydarzeń, fetycznie… Wiem jedno, że powiedzmy bycie z
na szczęście.
drugim człowiekiem, przebywanie z nim, dziele-
EJ: Była też taka sytuacja, że nie mogliśmy tam nie się czasem zawsze ma sens, to po pierwsze.
do ośrodka jechać przez jakiś czas, brakowało ja- Po drugie na pewno mogę powiedzieć, że te na-
kichś dokumentów, pozwolenia na pracę.
sze cztery miesiące, to było za mało czasu. To się
ZJ: Urzędnicy nie mogli sobie wyobrazić, że my wydawało dużo, szesnaście tygodni, natomiast no
bardzo prędko się okazało, że ten czas…
nie chcemy za naszą pracę żadnych pieniędzy!
EJ: I nie było nas w ośrodku przez pięć dni, czy EJ: To kropla w morzu. Ja miałam bardzo często
przez tydzień. I potem żeśmy pojechali z tymi takie poczucie, że my faktycznie nic nie zmienia-
urzędnikami, którzy mieli uznać, czy dać nam tę my, nie możemy zmienić. Ale szybko uznaliśmy,
zgodę, czy nie. I jak tylko dojechaliśmy to nas że liczy się jedynie, że tam jesteśmy i coś z siebie
otoczyła ta chmara dzieci i woła: Elisabeth! Eli- dajemy. Bo my faktycznie nic nie przebudowali-
sabeth! Bo Zbyszka imienia nie umieli wymówić. śmy, co najwyżej zasialiśmy ziarenko i ono może
jakoś zakiełkuje.
I ci urzędnicy…
ZJ: Człowiek przychodzi z tym, co ma w sobie i
ZJ: Takie gały zrobili!
próbuje się tym dzielić, ale to jest proces.
EJ: Byli zdziwieni, a te dzieci po prostu się cie-
szyły, że nas widzą po przerwie. To są takie mo- EJ: Tak, to jest proces, to musi dłużej trwać.
menty… Na początku te dzieci albinoskie się ZJ: Ktoś sieje, a potem ktoś inny to pozbiera.
odwracały, chowały, one mają taki odruch, żeby
.KN
się ukrywać, być może nauczone przez rodziców.