IRENA CZARNECKA: Jak pani widzi skrzętnie notuję każde pani słowo. Proszę
kontynuować.
SYLWIA NYCZ: Dalej to wpisałam hasło do komputera i zrobiłam dwie kawy. Z
mlekiem dla siebie i czarną dla szefowej. Wzięłam kawę i ruszyłam w stronę jej gabinetu,
kiedy otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że czoło ma wsparte na biurku, od razu
wiedziałam, że nie żyje. Z wrażenia rozlałam kawę. Widziała pani pewnie tę plamę.
Jedno w tym szczęście, że nie poplamiłam bluzki… i zaraz się wycofałam.
IRENA CZARNECKA: Po czym poznała pani, że prezes Sianecka nie żyje?
SYLWIA NYCZ: To zapalone światło, poza w której się znajdowała i kompletna cisza
panująca w jej gabinecie… myślę, że po tym doszłam do wniosku, że jest martwa.
IRENA CZARNECKA: Co było dalej?
SYLWIA NYCZ: Zobaczyłam w korytarzu panią Lucynę i zawołałam ją. Sama poszłam
ostawić filiżankę i umyć ręce. Gdy wróciłam, pani Lucyna stała przed gabinetem
i próbowała wybrać numer policji, żeby to zgłosić.
IRENA CZARNECKA: A pani lubiła Natalię Sianecką?
SYLWIA NYCZ: A co to za pytanie?
IRENA CZARNECKA: Zwyczajne. Ciekawa jestem jakim była człowiekiem…
SYLWIA NYCZ: Szefową była w porządku, płaciła na czas, nie wykorzystywała do
załatwiania prywatnych sprawa…
IRENA CZARNECKA: Ale mimo to nie lubiła jej pani?
SYLWIA NYCZ: Co pani przyszło do głowy?
IRENA CZARNECKA: Och pani Sylwio, przecież to od razu widać…
SYLWIA NYCZ: Nie przepadałyśmy za sobą, ale żyłyśmy w zgodzie. Praca to praca, a nie
kółko wzajemnej adoracji…
IRENA CZARNECKA: Rozumiem…Dziękuję. Na ten moment to wszystko.
Porozmawiam teraz z panią Lucyną Nowicką. Proszę spróbować ochłonąć i wypić kawę.
Podejrzewam, że jeszcze się to pani nie udało.
SYLWIA NYCZ: To nie jest najlepszy żart pani komisarz…
IRENA CZARNECKA: To w ogóle nie jest żart. Kawa to poważna sprawa.
6