się zajęła, zarzucono jej skakankę i uduszono. Ale to wszystko wygląda dziwnie. Bardzo
dziwnie… Możemy już robić zdjęcia? Szkoda czasu…
IRENA CZARNECKA: Co to tak dziś spieszno, co? Przecież mówiłam, że możecie.
EDEK KOWALCZYK: Nie ma co dopytywać pani komisarz, robota do zrobienia jest.
IRENA CZARNECKA: Dobrze, dobrze. Widzę panie Kowalczyk, że ciężki dzień ma pan
dzisiaj. Wpuszczamy techników.
SCENA III
gabinet sekretarki Sylwii Nycz
IRENA CZARNECKA: Pani Sylwio, to niech mi pani teraz spokojnie opowie jak to
było…
SYLWIA NYCZ: Spokojnie? Pani żartuje? Teraz to ja długo nie będę spokojna…
IRENA CZARNECKA: Tak, ja wszystko rozumiem, ale proszę mówić…
SYLWIA NYCZ: A co ja mam pani powiedzieć? Że w najczarniejszych wizjach do głowy
by mi nie przyszło, że ja, Sylwia Nycz, dziewczyna z porządnego domu, kiedykolwiek
znajdę trupa? Że mi się to przyklei do nazwiska, do opinii, jak polny rzepy do wełnianego
swetra? I pani mi mówi, tylko spokojnie?
IRENA CZARNECKA: Tylko spokojnie… o przepraszam… Och, no dobrze… proszę po
prostu powiedzieć, o której pani przyszła do pracy, czy coś było inaczej niż zwykle i co
się wydarzyło zanim zadzwoniłyście panie na policję.
SYLWIA NYCZ: Po prostu, po prostu… Przyszłam do pracy jak zwykle na siódmą. O tej
godzinie wszyscy tu zaczynamy pracę, bez względu na stanowisko. Już jak się zbliżałam
do budynku, to zauważyłam, że w gabinecie szefowej pali się światło. To było dziwne, bo
w prawdzie, ona czasami jest w pracy przed siódmą, ale było już jasno, więc światło
mniej więcej godzinę wcześniej spokojnie można było wyłączyć.
IRENA CZARNECKA: A kiedy weszła pani do budynku?
SYLWIA NYCZ: Pani nie rozumie? Nie wie pani, co to znaczy znaleźć własną szefową,
z którą się tyle czasu pracowało, martwą?
IRENA CZARNECKA: Pani Sylwio, ja to bardzo dobrze rozumiem, trochę już w życiu
widziałam, ale jestem też przekonana, że chciałaby pani, by szybko znaleziono mordercę.
Wtedy, może ten polny rzep zacząłby się odklejać od pani…
SYLWIA NYCZ: Ech… Otworzyłam drzwi do budynku, po schodach weszłam tu na
piętro, zdjęłam marynarkę i odwiesiłam na krzesło. Potem odłożyłam moją torebkę na
parapet, bo zawsze ją tam kładę, uruchomiłam komputer i włączyłam ekspres do kawy.
Jest pani pewna, że nie zanudzam pani szczegółami?
5