Słuchowiska Dopadła nas tajemnica | Page 12

DOKTOR NOWACKI: Zdaję sobie z tego sprawę. Ale jestem gotowy na wszystko, co te decyzje ze sobą niosą. HELENA: Czy to miała na myśli siostra przełożona mówiąc o pana trudnym charakterze i przesadnej skłonności do poświeceń. DOKTOR NOWACKI: Sądzę, że właśnie to. I pewnie jeszcze kilka innych rzeczy, znamy się już dość długo. Wiele widziała. HELENA: A wie czemu chodzi pan na oddział położniczy? DOKTOR NOWACKI: Być może się domyśla, ale to zawiła kwestia do wyjaśnienia, a do domyślenia się – prawie niemożliwa. Rozumiem, że pani chciałaby to wiedzieć. HELENA: Pan również jest bardzo domyślny. Tak, chciałabym to wiedzieć. DOKTOR NOWACKI: Możemy tam pójść za kilka minut. Zostawię rzeczy w gabinecie i będę dysponował chwilą. Spróbuję to pani wyjaśnić. HELENA: Dziękuję doktorze. Ja też mam jedną sprawę do załatwienia. Wrócę za moment. Rozchodzą się. Helena idzie do ordynatora. SCENA VIII DOKTOR NOWACKI: Być może pani tego nie wie, bo niewiele osób o tym słyszało, ale byłem już kiedyś żonaty. Nie specjalnie lubię o tym opowiadać, bo to smutna historia i z opowiadania jej nic już nikomu nie przyjdzie. Zakochałem się, ożeniłem i niedługo po ślubie moja żona odkryła swój odmienny stan. Przez osiem miesięcy wszystko było w normie, byliśmy bardzo szczęśliwi, żona czuła się względnie dobrze i nie było żadnych odstępstw od normy. Niestety około miesiąc przed właściwym czasem rozpoczął się poród, a był bardzo ciężki dla obojga. Dziecko urodziło się z trudem, było słabe, a moja żona także źle to zniosła. Nie doszła to siebie i tydzień po porodzie zmarła. Dziecko mimo starań i najlepszej mamki na jaką mogłem sobie pozwolić – także zmarło zaraz potem. Wyrzucałem sobie potem przez wiele lat, że nie dość się starałem, że nie dość walczyłem. Wydawało mi się, że mogłem próbować zdobyć nowe leki, być uważniejszym, mądrzejszym. Do tej pory z resztą uważam, że można było zrobić więcej, ale wiem też, że z zadręczania się nic ani mnie, ani innym nie przyjdzie. HELENA: Czyli chodzi tam pan z żalu?