HELENA: Z resztą widać to - tu w Warszawie teraz też jest Rosja. I nie jest ważne z jakiej
sfery ludzie pochodzą. Zawsze się znajdzie ktoś, bezmyślny, albo okrutny. Patrzę na nią
i nie wiem, nie umiem rozsądzić co ją - biedną i straszliwie cierpiącą kobietę może
bardziej boleć - poparzenia i rany, czy zraniona dusza? Jak to jest możliwe, powiedz mi,
że to wszystko stało się za sprawą osoby, która powinna być opiekunem, wsparciem
i ochroną.
STEFANKA: Nie wiem. Na pewno biedaczka, strasznie cierpi.
HELENA: Co to jest za człowiek, który rzuca palącą się, pełną nafty lampę w swoją żonę?
Dlaczego ludzie robią takie rzeczy? Jak niszcząca fala musi się przelewać w takim
człowieku, że prowadzi do takiego czynu.
STEFANKA: To jest nie do pojęcia i nie do zrozumienia, Heleno. A przecież miłość
istnieje. Ludzie bywają dla siebie dobrzy, prawda?
HELENA: Tak, kochana, bywają. Czasem nawet bywają dla siebie bardzo dobrzy. Ale to
smutne, że to się jednak rzadko zdarza…
Milczą
Od początku jest blada, zrezygnowana i słaba. Możliwe, że już tylko boskie miłosierdzie
wiąże myśli do ciała i cierpienia. Ratuje myśl przed wznoszeniem się ku duchowym
sprawom, gdzie tylko czekałby ją kolejny, być może trudniejszy do zniesienia ból.
STEFANKA: Jest tutaj. Jeszcze czuje i jeszcze ją boli. My zrobiliśmy dla niej to co było
w naszej ludzkiej mocy. Doktor Nowacki kazał czekać. I obserwować. Będziemy
obserwować. Myślisz, że będzie walczyć, czy podda się, zrezygnuje? Ja to bym chyba
umiała zrozumieć. Każdy z tych wyborów bym zrozumiała. Bo to nie łatwe walczyć
i równie nie proste odpuścić.
HELENA: Niech odpoczywa teraz. I niech zadecyduje. Będziemy sprawdzały, jak się
będzie czuła.
Helena i Stefanka wychodzą z sali pacjentki. Słychać oddalające się kroki i cichnący
szelest pielęgniarskich strojów.
SCENA IV
Rumor, hałasy i przeklinania. Na oddział próbuje się dostać pijany mężczyzna.