p roz a
wszystko dla mózgu i przesłać mu
w odpowiednio krótkim czasie. Mac
ki potakują temu planowi, a jednak do
mózgu też nie przychodzi żaden zie
mniaczany list. No chyba że właśnie coś
przyszło, tylko mózg mi nie mówi.
bardzo chciałby go dotknąć, poczuć
nierytmiczne pulsowanie pod swą bul
wą… Macki absurdu pochwytują go
w swe ramiona, przebijają na wskroś,
jednoczą z sercem, absurd przepływa
przezeń oceanami nielogiczności. Tak
ziemniak zostaje pochłonięty.
W końcu ziemniak dociera w największe
zgęszczenie absurdu. Nie ma pewności
czy to serce, choć wirująca ponad absur
dalną ziemią ciemność pulsuje dokładnie
tak, jak w moich snach.
– Kim jesteś, ziemniaku – pyta pustka,
gdy jej zielonkawe, roślinnożywe macki
wysuwają się powolnie, by dotknąć przy
byłej przed serce absurdu bulwy.
– Ja – zaczyna ziemniak – przybywam
z misją.
– I cóż uczynisz, gdy twa misja dobiegnie
końca – pyta ciemność, w swym sarka
zmie brzmiąc zupełnie jak mózg.
Ziemniak zbiera się do odpowiedzi,
której nie potrafi wysłowić, bo cóż tu
jest do wysłowienia, co mógłby zrobić
po spotkaniu z sercem absurdu, tak
To nie jest dobra śmierć, myślę.
– To w ogóle nie jest śmierć – odpowiada
mózg.
Chciałabym się nie zgodzić, ale wiem
przecież, że mózg ma rację. Ziemniak
wcale nie umarł. I serce absurdu było
dokładnie takie, jakim je wyśniłam.
– Czy to ma jakieś znaczenie, że on
wyszedł z moich snów i z mojej kuchni,
mózgu? – pytam niepewnie. Bo może
jednak, gdyby skądinąd zaczynał, serce
absurdu okazałoby się innym dla niego.
Mniej ostatecznym.
Mózg milczy, choć doskonale wiem, cze
go nie mówi. Z tego ziemniaka nie będzie
już frytek. Szkoda.
*
Serce absurdu pulsuje przyzywająco w mych snach. Czym
jest, myślę, zapadając się głębiej w sen. I czy w ogóle jest.
22