oceany i morza, tym samym podnosząc ich dotychczasowy poziom. Wściekłość rosła w nim
wprost proporcjonalnie do tempa zachodzących zmian.
Pewnego dnia Old Tjikko spostrzegł, że przygląda się mu młody mężczyzna. – Człowieku,
coś powstał z gwiezdnego pyłu, coś ognia okiełzał płomienie gorące, podejdź tu do mnie na
chwilę – powiedział potężnym, niskim głosem sędziwy świerk. Mężczyzna skulił się w
przerażeniu.
– To nie mnie powinieneś się obawiać dwunożny przyjacielu, lecz innych podobnych tobie,
których dłonie dzierżą broń i prochu pełne naboje.
Ciekawość zjawiska, jakim było bezsprzecznie rozumiejące ludzką mowę i posługujące się
nią drzewo, wygrała ze strachem. Z każdym kolejnym krokiem nikła wszelka obawa, a co za
tym idzie rosła pewność siebie przybysza. Taka jest właśnie nikczemna człowiecza natura.
Kiedy zbitemu z pantałyku zagrożenie mrozi krew w żyłach płynącą, potulnością się objawia,
w uniżeniu czołgać blisko ziemi karze, lecz gdy panem sytuacji na powrót się staje, wnet
bezceremonialności szaty przywdziewa wzgardliwe.
– Czego ode mnie chcesz? – zapytał z butą w głosie mężczyzna.
– Pragnę zadać Ci tylko jedno pytanie…
– Pytaj więc prędko, bo czas mnie goni – wtrącił niegrzecznie człowiek, przerywając tym
samym drzewu.
– Ile warte jest twoje życie? – świerk wymawiał z namaszczeniem każde poszczególne słowo.
– Jak to ile? Mam podać konkretną kwotę?
– Ile warte jest twoje życie? – Old Tjikko ponowił pytanie, tym razem głosem potężniejszym i
bardziej groźnym.
– Jestem bardzo dobrze sytuowaną osobą, moja praca przynosi dla firmy, w której pracuję
olbrzymie zyski, dlatego też szacuję skromnie, że moja wartość rynkowa waha się w
przedziale od 4 do 5 milionów euro – wyliczał wyraźnie popadający w samouwielbienie
człowiek.
– Ile warte jest twoje życie? – nie ustępowało w dociekaniach drzewo.