Scribo ergo sum (clone) | Page 13

Pytanie Aleksandra Gosz Najstarsze drzewo na świecie – świerk norweski o imieniu Old Tjikko, przetrwało na szwedzkim zboczu skalnym ponad 9,5 tysiąca lat. Swą długowieczność zawdzięcza niebywałej umiejętności klonowania samego siebie. Nawet więc jeśli jego widoczna na powierzchni część obumrze, to system korzeniowy będzie zdolny do wykształcenia kolejnej. Świerk ten jest swoistym feniksem odradzającym się z własnych popiołów, albowiem powraca pełen życiodajnej siły z morderczych sideł śmierci. Czy jednak na pewno zawsze tak będzie? Przez bardzo długi czas Old Tjikko przyglądał się zmianom, jakie zachodziły na Ziemi. Był wiernym aczkolwiek niemym, towarzyszem w wędrówce człowieka przez wieki. Był świadkiem cywilizacyjnych przemian, tak porażek, jak i spektakularnych sukcesów, które zrewolucjonizowały nie tylko przemysł, ale przede wszystkim wpłynęły na ludzki światopogląd. Był wierny, był niemy… być może zbyt długo pozwalał sobie na luksus milczenia. Wiedział bowiem, jaki ogromny wpływ na środowisko wywiera przeprowadzona w nieprzemyślany sposób industrializacja i urbanizacja. Słyszał o rozpowszechnionym micie zrównoważonego rozwoju i dziwił się, że ktokolwiek jeszcze w niego wierzy, gdy nieprzerwanie trwa wyrąb lasów. Drzewa wykarczowane, pogwałcone w chęci zysku, zdradzone, choć niczym sobie na to nie zasłużyły. Całe swoje życie służąc altruistycznie człowiekowi zbyt pysznemu, by bodaj w znikomym stopniu zainteresował się ich losem. Nie czekały na nagrodę za tlen, który produkowały w procesie fotosyntezy ani tym bardziej słowo pochwały za rześki chłód cienia w skwarne dni lata, kiedy to słony pot spływa niekończącymi się kaskadami z opalonego czoła. Old Tjikko czuł, jak narasta w nim gniew, kiedy ze zgrozą miast błękitnego, czystego nieba, widział jedynie przesuwające się niespiesznie, ciężkie, ołowiane chmury, które nabrzmiałe od zanieczyszczeń płakały nad Ziemią rzęsistym kwaśnym deszczem. Prawie zapomniał zapach i tchnienie wiatru, jakie pamiętał z mroków przeszłości. Nie potrafił zrozumieć, w jaki sposób istoty, które uważają się za rozumne, a nawet światłe, swoim długofalowym działaniem doprowadziły do katastrofy ekologicznej będącej zagrożeniem dla całej planety. Niezliczone tony plastiku zalegały na ulicach, niczym złogi tłuszczu w tętnicach kogoś, kto nawet nie spodziewa się, że śmierć czyha tuż za rogiem, wyciągając w jego kierunku swe skostniałe dłonie. Topniejące czapy polarne, zgodnie z zasadą naczyń połączonych, zasiliły obficie