Pytanie
Aleksandra Gosz
Najstarsze drzewo na świecie – świerk norweski o imieniu Old Tjikko, przetrwało na
szwedzkim zboczu skalnym ponad 9,5 tysiąca lat. Swą długowieczność zawdzięcza
niebywałej umiejętności klonowania samego siebie. Nawet więc jeśli jego widoczna na
powierzchni część obumrze, to system korzeniowy będzie zdolny do wykształcenia kolejnej.
Świerk ten jest swoistym feniksem odradzającym się z własnych popiołów, albowiem
powraca pełen życiodajnej siły z morderczych sideł śmierci. Czy jednak na pewno zawsze tak
będzie?
Przez bardzo długi czas Old Tjikko przyglądał się zmianom, jakie zachodziły na Ziemi. Był
wiernym aczkolwiek niemym, towarzyszem w wędrówce człowieka przez wieki. Był
świadkiem cywilizacyjnych przemian, tak porażek, jak i spektakularnych sukcesów, które
zrewolucjonizowały nie tylko przemysł, ale przede wszystkim wpłynęły na ludzki
światopogląd. Był wierny, był niemy… być może zbyt długo pozwalał sobie na luksus
milczenia. Wiedział bowiem, jaki ogromny wpływ na środowisko wywiera przeprowadzona
w nieprzemyślany sposób industrializacja i urbanizacja. Słyszał o rozpowszechnionym micie
zrównoważonego rozwoju i dziwił się, że ktokolwiek jeszcze w niego wierzy, gdy
nieprzerwanie trwa wyrąb lasów. Drzewa wykarczowane, pogwałcone w chęci zysku,
zdradzone, choć niczym sobie na to nie zasłużyły. Całe swoje życie służąc altruistycznie
człowiekowi zbyt pysznemu, by bodaj w znikomym stopniu zainteresował się ich losem. Nie
czekały na nagrodę za tlen, który produkowały w procesie fotosyntezy ani tym bardziej słowo
pochwały za rześki chłód cienia w skwarne dni lata, kiedy to słony pot spływa niekończącymi
się kaskadami z opalonego czoła.
Old Tjikko czuł, jak narasta w nim gniew, kiedy ze zgrozą miast błękitnego, czystego nieba,
widział jedynie przesuwające się niespiesznie, ciężkie, ołowiane chmury, które nabrzmiałe od
zanieczyszczeń płakały nad Ziemią rzęsistym kwaśnym deszczem. Prawie zapomniał zapach i
tchnienie wiatru, jakie pamiętał z mroków przeszłości. Nie potrafił zrozumieć, w jaki sposób
istoty, które uważają się za rozumne, a nawet światłe, swoim długofalowym działaniem
doprowadziły do katastrofy ekologicznej będącej zagrożeniem dla całej planety. Niezliczone
tony plastiku zalegały na ulicach, niczym złogi tłuszczu w tętnicach kogoś, kto nawet nie
spodziewa się, że śmierć czyha tuż za rogiem, wyciągając w jego kierunku swe skostniałe
dłonie. Topniejące czapy polarne, zgodnie z zasadą naczyń połączonych, zasiliły obficie