11
Ellen Kirkwood, Sirens Big Band – [A]part
Ohoho, Australia też ma Jazz, chociaż pierwszych 5 minut tego albumu (który ma tylko 4 utwory a nadal trwa ponad 50 minut!) przypomina bardziej scenę z Gwiezdnych Wojen (te szczęśliwe momenty, jak Naboo itp.), ale potem skaczemy pomiędzy muzyką filmową a czymś co przypomina metal bez „czadu”. Zaprawdę świeży modernistyczny jazz, którego po prostu trzeba samemu doświadczyć bo sprawia taką frajdę w słuchaniu.
Saint Sadrill – Pierrefilant
Avant-prog z Francji. Chyba nie istnieje bardziej pretensjonalne połączenie od tego. A na trochę poważniejszej nucie – pretensjonalne czy nie, ten album jest wprost boski. Już od pierwszych chórków wiemy że jesteśmy na pięknej przygodzie, a gdy głos wokalisty Antoine Mermet wchodzi w dziwnych rytmach, które ciągle zaskakują. Album otwiera drugi najdłuższy utwór, a zamyka, tak, najdłuższy, mający 20 minut utwór Happy Humans. Ten album na pewno pojawi się w niejednej liście najlepszych albumów roku.