DeShouf zatrząsł się. Spojrzał na ławkę i zastanowił się. Czy Linx ma rację? Czy jego życie ma sens? Minęło dwa dni od tych słów. Siedział na moście w dzielnicy Travels. Elfy, krasnale i masa magicznych stworzeń chodziła po sklepach. On sam siedział na moście i myślał nad życiem. Patrzył w błyszczącą taflę wody, tak błękitnej i tak czystej, że aż uronił łzę. Lecz to nic nie dało. Nie wiedział, jaki jest sens jego życia. Czuł się bardzo samotny i bezradny na tym świecie. Spojrzał raz jeszcze w dół. Było około dwieście metrów. Wstał. Dwieście metrów. Przeszedł przez barierkę. Dwieście metrów w… Wziął głęboki oddech. Dwieście metrów w dół. Skoczy. Nagle na swoich plecach poczuł czyjąś ciepła dłoń. Jego ciało zadrżało. Ktoś go złapał. Obrócił głowę i zobaczył starego Elfa. Miał białe włosy sięgające ramion. Broda i brwi były lekko siwe. Brązowa szata zakrywała jego o dziwo dobrze zbudowane zielonkawe ciało. Wielkie czarne oczy mówiły Wędro-wcowi, żeby nie skakał. Trzymał go mocno i wciągnął z po-wrotem na most. Przyjrzał się Leroyowi uważnie i zapytał:
- Czemu chciałeś się zabić?
- Nie znam... - uląkł się na chwile. - Sensu życia. Nie widzę go!
- Chłopcze, każde życie ma jakiś sens.
- Ale moje nie ma! Jestem nikim! Nikt mnie nie docenia! Każdy ze mnie kpi!- krzyknął
- Posłuchaj. Jeżeli w tym życiu nie znasz swojego powołanie, tym bardziej nie poznasz go w tym drugim - odparł Elf.
- Jakim drugim życiu?
- Tym! - powiedział pokazując na niebo - Wiem, że to dziwne, ale jeżeli nie znasz sensu życia, to radzę ci się udać na Ziemie Północne do Świątyni Odkry-wców.
- Co?
- Tam odnajdziesz sens życia.
W tym momencie Wędro-wiec ocknął się ze wspomnień. Widział nadal te góry Ziem Północnych. Strumyk nadal szumiał, a chmury przesuwały się po niebie. DeShouf spojrzał w kałużę. Nachylił się i zobaczył mężczyznę z czarną brodą o falujących brązowych włosach. Ubrany w czarny płaszcz, ciężkie buty był gotów do poświęceń i wielkich czynów. Przy lewym biodrze widniał rewolwer, a przy prawym szty-let. Jego brązowa skórzana torba widniała na ramieniu. Chłopiec wyrobił w sobie cechy dorosłego i oczytanego czło-wieka. Odwrócił się i zobaczył starego Elfa, krzyknął:
- Hese! Idziemy!
- Dobrze Leroy! Ruszajmy więc do Luk. Tam spotkamy mojego starego znajomego. On wskaże nam dalszą drogę.
Jakub Wantuch