Następnym zespołem jest The Novembers, którzy wydali krótki, bo trwający tylko 36 minut album, ale za to co mu tutaj mamy! Jest to jeden z najbardziej rozległych albu-mów jakie słyszałem w tym roku, jeśli chodzi o ró-żnorodność utworów. Mamy tu alt-rock, połączony czasami z metalem (szczególnie jeśli chodzi o krzyki), a czasem z popem, ale to takim bardziej z lat 80-tych, w dość zadziwiający sposób. Jest to chyba najbar-dziej przystępny zespół, o którym cokolwiek, kiedykol-wiek napisałem, ale cóż, jest dobry. Polecam dla fanów indie rocka, alt rocka i popu z lat 80-tych!
Teraz czas trochę nagiąć (nieistniejące zresztą) zasady, ponieważ przypatrzymy się jednemu zespołowi z Indii, który wydał w tym roku EP-kę, a także zespołowi z Nowego Jorku, który jest dyrygowany przez wokalistkę z tego pięknego kraju.
Rozpoczynając, mamy Serpents of Pakhangba ze swoją krótką, 17-minutową EPką o skomplikowanej nazwie „EP”. Mamy tu awangardowy noise z elementami jazzu, metalu, okultystycznego folku (???) i jakiegoś języka światła… Tak, jest to dość pretensjonalny zespół, ale czy jest dobry?
Na szczęście – tak! W te 17 minut przeżyjemy dość sporo wokalu z Bliskiego Wschodu, a także bardzo oszczędne pierwsze 5 minut, kiedy to w końcu reszta zespołu wchodzi z przytupem, akompaniując wokalistkę w jej wyciach (JOOOOOOOŁUUU). W skrócie, szalona, ale świetna EP-ka.
A teraz na coś jeszcze bardziej szalonego – awangardowy wokalny jazz, który inkorporuje ogromną ilość indyjskiej muzyki tradycyjnej (nawet przeze mnie uwielbiany Konnakol – styl rytmicznego i perku-syjnego śpiewania, który zawsze sprawia że głowa mi imploduje). Amirtha Kidambi i jej zespół Elder Ones na „From Untruth”, łamią wszelakie zasady, a wokal Amarithy w momentach unisonu z sa-ksofonem napawa mnie energią i ciekawością jak mało rzeczy dotąd. Na pewno nie jest to album dla osób o słabych nerwach. Już na pierwszy rzut oka jest nieprzystępny – składa się z 4 utworów, z których wszystkie są około lub ponad 10 minut w długości, a muzyka sama w sobie jest pełna dysonansu i długich przejść, ale chyba najbardziej odpychającym elementem tego albumu jest
najbardziej odpychającym elementem tego albumu jest też ten sam element, który go odróżnia od wszystkich innych – wokal Amirthy. Nie chodzi mi o sam jej głos, który jest bardzo ładny sam w sobie, ale te wszystkie style które wy-korzystuje, Konnakol, płacze i jeszcze techniki których nie mam słów do opisania.