Nomen Omen Czerwiec 2018 | Page 5

3

Nie chciałem tego robić, ale chyba nie miałem wyjścia. Poza tym, Ola miała rację. Nie mogłem żyć tylko łapaniem demonów. Zgodziłem się więc i wyłączyłem Internet. Rozejrzałem się dookoła. Stwierdziwszy, że nikogo nie ma, stałem się niewidzialny i poleciałem do domu.

Całe popołudnie uczyłem się matematyki. W sumie przez tamten miesiąc nie zrobiliśmy dużo. Wszystko okazało się banalnie proste, wystarczyło jedynie zapamiętać kilka wzorów i zależności, a każde zadanie dało się rozwiązać. Dla pewności zrobiłem kilka przykładów zadań. Kiedy skończyłem ostatnie z nich, wróciłem na konwersację.

,,Macie coś?” zapytałem.

,,Oprócz kilku <<domowych>> sposobów na egzorcyzmy, nic” odpisała Ola.

,,Istnieje pewien mit, tyczy się on niby wilkołaków, ale na inne opętania może też podziała” dodałem. ,,Chodzi o to, że jeżeli wilkołak usłyszy swoje imię nadane na Chrzcie, wraca on do swojego człowieczego ja.”

,,Myślisz, że wystarczy po prostu podejść do każdego z naszej klasy i powiedzieć mu w twarz jego imię? Nie będzie to trochę dziwne?” zapytał Adrian.

,,To jest właśnie ta trudniejsza część. Gdybym tylko mógł się zbliżyć do ludzi z naszej klasy, może rozpoznałbym zapach.”

,,Myślę, że mam pomysł” napisała Ola, po czym dość dokładnie nam go opisała.

,,To może wypalić” odpisałem. ,,Do zobaczenia jutro.”

Tego dnia przez dłuższą chwilę nie mogłem zasnąć. Tu już nie chodziło tylko i wyłącznie o walkę z demonami. Mogliśmy uratować czyjeś życie.

Kiedy rano się obudziłem, szybko spakowałem się do szkoły. Ogarnąłem się i wyszedłem na autobus.

Pierwszą lekcję przesiedzieliśmy, niewiele robiąc. Wychowanie do życia w rodzinie jest takim przedmiotem, na którym chętnie rozmawia się na wiele spraw, ale w sumie nic się na nim nie robi. Po dzwonku przyszła pora na chwilę prawdy.

Podszedłem do naszej matematyczki z pytaniem, czy mógłbym poprawić wczorajszą jedynkę. Spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem, ale zgodziła się. Rozbrzmiał dzwonek, a ja pewny siebie, jak chyba jeszcze nigdy, podszedłem do tablicy.

Zadanie zrobiłem praktycznie bez zawahania. Kiedy zostałem obdarzony aprobującym spojrzeniem, dumny z siebie poszedłem do ławki. Nie ma to jak nadrobić prawie miesiąc matematyki w jeden wieczór.

Ola odwróciła się do nas i jedynie się uśmiechnęła. Nie chcieliśmy ryzykować kolejnej jedynki. Została już tylko kwestia demona siedzącego w jednym z naszych znajomych. Gdy zadzwonił dzwonek, pędem pognaliśmy do szafek, aby przygotować się na wf. Zeszliśmy na dół, gdzie musieliśmy czekać na nauczycieli. Kiedy wszyscy byliśmy na miejscu, poszliśmy na halę. W szatni przebraliśmy się w stroje. Wyszliśmy na zbiórkę i zrobiliśmy rozgrzewkę. Później stało się dokładnie to, na co czekaliśmy.

Nauczycielka zarządziła, że tego dnia zagramy w piłkę nożną. Szczerze mówiąc, nie przepadam za tym sportem, ale to było to, czego dokładnie potrzebowałem. Drużyny zostały wybrane, piłka w grze. Plan polegał głównie na tym, aby biegać po boisku w poszukiwaniu zapachu. Podczas gry zapachy były na tyle wyraźne, że mogłem bez problemu wykryć mniej więcej położenie naszego demona. Na szczęście był to ktoś z przeciwnej drużyny. Gdy tylko dostał piłkę, podbiegłem do niego i ,,przypadkowo” wywróciłem się tak, że spadłem dokładnie na niego. Zamknąłem oczy i mocno zaciągnąłem się jego powietrzem. To na pewno był on. Wystarczyło mi się tylko dowiedzieć, jak Łukasz miał na drugie imię.

Pomogłem mu wstać, gdy tylko sam podniosłem się z podłogi. Jego oczy zaświeciły na czerwono, co dla mnie było powodem, żeby zacząć działać. Nie mogłem jednak zrobić tego tutaj. Rozstaliśmy się pokojowo, a kiedy Łukasz odchodził, wydawało mi się, że lekko kulał.

- To on? – zapytał Kacper, podbiegając do mnie.

- Na pewno. Trzeba się dowiedzieć, jak ma na drugie imię.

- Marek.

- Skąd wiesz?

- Poszedłem kiedyś podbijać legitymacje.

- I zapamiętałeś?

- Jakoś tak wyszło – wzruszył ramionami.