Mieliśmy dwa intensywne dni, w trakcie których chcieliśmy poruszyć kwestie, nurtujące zapewne nas wszystkich. Wiemy, jaką mamy odpowiedzialność, i widzimy, jak szybko ten świat się pod tymi względami zmienia. O ile cztery lata temu mogliśmy sobie jeszcze negować rzeczywistość, i to mogło być dla niektórych wygodniejsze, to dzisiaj już wiemy, że nie możemy tego dłużej ignorować. Staraliśmy się w ten program włączyć i pewne elementy analizy rozwoju sytuacji pod kątem nowych technologii, i poruszyć kilka przykładów bardzo konkretnych, i również podnieść pewną refleksję metodyczną czy też więcej niż metodyczną; refleksję nad pewną filozofią rozwoju tej pamięci, którą uważamy jako zobowiązanie, które mamy w rękach.
Jest to wszystko zadaniem bardzo trudnym i bardzo odpowiedzialnym. Bardzo trudnym, bo żyjemy w czasie bieżącym i przyspieszenie technologiczne nie ułatwia nam analiz długofalowych czy obserwacji, na przykład co się w przeciągu ostatniej dekady sprawdziło, a co się nie sprawdziło, bo po prostu te rzeczy, które istniały dekadę temu, już nie istnieją, są nowe. Nie ma sensu sprawdzać, trzeba działać trochę bardziej intuicyjnie czy analitycznie. To wcale nie jest łatwe, zwłaszcza w muzeach, które lubią myśleć o sobie
w perspektywie długiego trwania.
Mamy więc przyspieszenie i trochę zachowujemy się tak, jakbyśmy musieli unowocześnić część naszej lokomotywy, ale w trakcie jej biegu, bo ona się nie zatrzymuje. Zmieniamy więc części na najnowsze, jeszcze niesprawdzone, trochę w biegu tej lokomotywy, a nie na jakimś bocznym torze, gdzie można się zatrzymać na pewien czas. To zawsze jest stresujące, bo mamy świadomość odpowiedzialności. Jeśli my, nasz świat różnych instytucji, muzeów, centrów edukacji o Zagładzie, o II wojnie światowej, byśmy coś w tym zepsuli, to by zostało zepsute. Pamiętajcie, że w każdym kraju, który poznałem w Europie, systemy szkolne, podręczniki są tak mniej więcej dekadę, dwie dekady za miejscami pamięci, muzeami, instytucjami edukacji pozaszkolnej na te tematy. One są responsywne, ale nie one prowadzą tak naprawdę. Wszyscy nauczyciele, którzy się zderzają na tej linii, wiedzą doskonale, o czym mówię.
Także to my nie mamy prawa tutaj nic zepsuć, a pociąg biegnie coraz szybciej. I co więcej, ten pociąg stanie się pomału ciężko kontrolowalną rakietą, bo jeśli jest jeden temat, który tutaj mało poruszaliśmy, być może dlatego, że dopiero go sobie obserwujemy czy oswajamy się z nim, to jest to sztuczna inteligencja. Ona jeszcze w tej chwili daje się jakoś rozgraniczyć od tych nowych technologii, bo nowe technologie to jest pewna forma,
a sztuczna inteligencja to już zaczyna być treść. Na razie ta treść jest zabawna, śmieszna, można jej zadać jakieś pytanie, poprosić o narysowanie czegoś itd. Jest to taki mały plagiat ze wszystkiego, co można w te kilka sekund przy pomocy licznych serwerów splagiatować. Wykluwa się takie drobne coś, co jest plagiatem wszystkiego. Aż prawnicy mają kłopoty, żeby rozgryźć, po czyjej stronie leżą prawa autorskie wobec sztucznej inteligencji. Ona plagiatuje to, co już jest i nie tworzy tak naprawdę, póki co, niczego nowego.
Mówię o tym, bo dotychczas cały czas się stresujemy, jakie formy wybierać, a za chwileczkę zaczniemy się stresować wobec treści, jakie się pojawiają w sposób już tak naprawdę średnio kontrolowalny i średnio weryfikowalny. Trzy dni temu Axel Springer ogłosił w Niemczech, że zamierza część swoich dziennikarzy zastąpić sztuczną inteligencją. Rozumiem, że na początku pewnie będą to jakieś tłumaczenia, jakieś indeksacje informacji z różnych źródeł, ale to jest pierwszy krok.