Memoria [PL] Nr 38 (11/2020) | Página 15

najbliższych i tęsknota za domem a także obozowy brud, robactwo czy wszechobecna brutalizacja życia również nie stanowią dla nich źródła cierpień. W powieściach tych brakuje równowagi w prezentowaniu tortur, jakim poddawany był więzień, trudno w nich dostrzec obozową codzienność. Zamiast niej autorzy eksponują to, co incydentalne lub marginalne, przekonując czytelnika, iż to właśnie stanowiło codzienność.

Takie balansowanie na granicy dramatyzmu zbrodni może mieć poważne negatywne konsekwencje dla percepcji odbiorcy. I chodzi tu nie tylko o to, że taki obraz KL Auschwitz jest zwyczajnie nieautentyczny. Przede wszystkim epatowanie grozą sprawia, że czytelnik przyzwyczaja się do obcowania ze skrajną makabrą, a tym samym jego wrażliwość na los ofiar ulega zredukowaniu. Kontrast pomiędzy tym, co zawarte w powieściach, a tym, co się rzeczywiście zdarzyło może prowadzić do umniejszania katalogu autentycznie dokonanych zbrodni i wniosku, że Auschwitz nie był aż tak straszny, jak mógłby być. Czyż wobec spalania ludzi żywcem ich otrucie gazem nie sprawia wrażenia czynu nieomal humanitarnego? Czy śmierć przez rozstrzelanie nie wydaje się formą łagodną wobec alternatywy rozszarpania człowieka przez psy? Podobnie zawyżanie liczby ofiar może prowadzić do przekonania, że w rzeczywistości było ich „niewiele”. Wszak wedle dokumentacji w okresie wrzesień-październik 1943 roku bezpośrednio z rampy skierowano do komór gazowych „tylko” 11 tysięcy Żydów, nie 60 tysięcy, jak podaje Dempsey (Anioł z Auschwitz). Odwrażliwienie polega w tym wypadku na doprowadzenia czytelnika do wniosków, iż rzeczywistość historyczna była mniej straszna, niźli się spodziewał i nie tak okrutna, jak mogłaby być.

Ostatnim elementem właściwym współczesnych powieści popularnych jest swoista banalizacja i izauryzacja problematyki KL Auschwitz. Dramatyczna historia obozu i bezprecedensowa zbrodnia, do jakiej w nim doszło, stają się jedynie tłem dla historii miłosnych (opisanych w sposób tak wyidealizowany, że sprawiają wrażenie tandetnych). Narracja prowadzona jest tak, aby skupić uwagę czytelnika wyłącznie na

głównych bohaterach – na ogół jest to więźniarka i mężczyzna (więzień lub esesman). Osią fabuły są pojawiające się między nimi emocje, miłość lub podszyta fascynacją i erotyzmem niebezpieczna gra, w której stawką jest życie kobiety. Tocząca się za ich plecami zagłada, o ile w ogóle zostaje zarysowana w sposób zauważalny dla czytelnika, w gruncie rzeczy pełni tylko rolę tła. Masowa zbrodnia, do jakiej dochodzi na drugim planie nie ma żadnego znaczenia tak długo, jak długo nie staje się realnym zagrożeniem dla głównych bohaterów. Tylko ich losy i ich przetrwanie się liczy. Towarzyszące czytelnikowi podświadome pragnienie happy endu, do którego na ogół zmierzają tak konstruowane powieści, przesłania fakt, że wobec Holokaustu, wobec ponad milion ofiar Auschwitz, szczęśliwego zakończenia nie ma i być nie może.

Wydaje się, że zauważalny nie tylko na polskim rynku wydawniczym nagły wysyp książek z „Auschwitz” w tytule (lub fabule) – rzekomych biografii i powieści jakoby opartych na faktach – jest odpowiedzią na wzrost zainteresowania tą problematyką w związku z jubileuszem 75. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz i zakończenia wojny. Można przypuszczać, że współcześni autorzy, zainspirowani tą właśnie swoistą „modą” na Auschwitz, postanowili wypełnić lukę, jaka powstała wraz z odchodzeniem świadków historii i brakiem nowych publikacji wspomnieniowych ich autorstwa.