Fairweather zwraca także uwagę na to, że nie ma żadnych wiarygodnych dokumentów, które potwierdzałyby wyjątkowo negatywną rolę, jaką rzekomo miał odegrać Józef Cyrankiewicz podczas procesu rtm. Witolda Pileckiego w 1948 r. W zaistniałej sytuacji niewątpliwie Cyrankiewicz zachował się biernie, chociaż tak naprawdę niewiele mógł pomóc, ponieważ prośby o ułaskawienie rozpatrywał zazwyczaj osobiście prezydent Bolesław Bierut, który rzadko korzystał z przysługujących mu uprawnień łaski i z reguły zatwierdzał wcześniej zapadłe wyroki śmierci.
W omawianej publikacji pozytywnie jest przedstawiony także dr Władysław Dering, filar sekretnej działalności w szpitalu obozowym, który aktywnie działał w wojskowej konspiracji polskich więźniów i był jednym z pierwszych, którzy weszli do tworzonej przez Pileckiego konspiracyjnej siatki Związku Organizacji Wojskowej. W tym wypadku Fairweather nie uległ także różnym negatywnym opiniom i oskarżeniom, które po wojnie niesłusznie wysuwano również pod adresem tego lekarza.
W ten sposób brytyjski autor uznał za słuszną opinię Pileckiego, który tak o Deringu napisał: „Stwierdzam, że prowadząc pracę konspiracyjno-wojskową (…) na terenie obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu znałem dr. Władysława Deringa jako jednego z pracowników wymienionej organizacji ze strony jak najlepszej. Dr Dering (…) był przeze mnie tam zaprzysiężony i dostał rozkaz opanowania sytuacji w miejscowym szpitalu (Krankenbau. Praca była trudna, którą jednak dr Dering wykonywał przez trzy lata bardzo dobrze i po oponowaniu sytuacji w szpitalu był jednym z filarów naszej organizacji. Z konieczności na zewnątrz jednak musiał mieć sylwetkę, która mogłaby się nie podobać poszczególnym niewtajemniczonym w naszą pracę ludziom”.
Po ucieczce Pileckiego z KL Auschwitz polskie podziemie nadal zakładało, o co tak bardzo zabiegał Pilecki, że w obozie możliwe jest podjęcie walki przez więźniów z załogą SS.
Szkoda, że Fairweather w tekście głównym o tym nie napisał, lecz jedynie wspomniał w przypisach, że sytuację na miejscu w drugiej połowie 1944 r. monitorował przysłany z Wielkiej Brytanii podporucznik Stefan Jasieński ps. „Urban”, który był znakomicie wyszkolonym żołnierzem, cichociemnym i oficerem wywiadu. Wcześniej walczył w kampanii wrześniowej, a po jej upadku przedostał się przez Węgry do Francji i Anglii. Tam już jako oficer został powołany na kurs skoczków spadochronowych. W marcu 1943 r. wraz z trzema kolegami został zrzucony do okupowanej Polski. Latem 1944 r., a więc już po ucieczce Witolda Pileckiego, „Urban” został wysłany w okolice KL Auschwitz, gdzie nawiązał kontakt z obozową konspiracyjną Radą Wojskową Oświęcim. Dzięki temu zdobył szczegółowe informacje między innymi o zasadach funkcjonowania obozu, zwyczajach strażników i stanie kompanii wartowniczych SS.
Prowadzone w łączności z nim przez komendę Okręgu Śląskiego Armii Krajowej prace nad planem uwolnienia jak największej liczby więźniów przerwało tragiczne wydarzenie. Podporucznik Jasieński pod koniec września 1944 r. został w pobliżu obozu postrzelony i aresztowany przez patrol niemieckiej żandarmerii. Osadzony w KL Auschwitz, zginął w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach na początku stycznia 1945 r. Pominięty przez Fairweathera opis tych zdarzeń, zapewne byłby również fascynujący dla czytelników jego książki.