z wielu powodów. Każdy artefakt posiada swój własny wyjątkowy głos i każdy nawiązuje inną dyskusję z każdym
z odwiedzających. Dla mnie ten przedmiot mówi, że nic nie wiemy o osobie, do której należał. Została ona wymazana z historii. Nie znamy jej imienia, nie wiemy, ile miała lat i jak wyglądała, ale wciąż jest to dla nasz bardzo wymowny przedmiot – opowiadający także o nadziei. To dziecko zabrano wraz z rodziną do rozbieralni; mówiono ludziom, by zostawiali tam swoje rzeczy. Ten artefakt pokazuje, że nie wiedzieli oni o niczym, nie zdawali sobie sprawy, że inni ludzie mogą być do czegoś takiego zdolni. Przedmiot ten nadal wywiera na mnie wpływ. Ale jest też wiele innych, na przykład sekcja Kanada. Dla mnie chodzi tu o ludzką godność, o to, co ludzie upychali w walizkach, gdy dowiadywali się, że następnego dnia będą o 5.00 rano deportowani. Wszystkie artefakty zawierają w sobie ten niezwykle wymowny niemy krzyk ostrzeżenia.
Historia zaczęła się od „Człowieka w poszukiwaniu sensu” Viktora Frankla. Czy uważa Pan, że tych kilka lat pracy umożliwiło Panu w jakimś stopniu odnaleźć sens?
LF: Jestem bardzo usatysfakcjonowany. Wraz z zespołem chcieliśmy zrobić coś
dobrego. To jest mój mały wkład. Mam nadzieję, że wywrze on pozytywny wpływ na ludzi i całe społeczeństwo. Zrobiliśmy to, co należało zrobić. Jest to dla mnie bardzo ważne i mam nadzieję, że wszyscy zaangażowani w tę sprawę myślą tak samo.
Rozmawiał Paweł Sawicki