MANEzette #3 3\2014 | Page 30

Publicystyka gielskim fandomie miała miejsce próba napisania przez kilku słynniejszych pisarzy (w tym między innymi Chatoyance) wspólnego fika. Zainspirowany tym Thar zaproponował spróbowanie czegoś takiego w polskich warunkach, osadzonego w świecie, w którym Celestia wysyła kilku wybrańcom eliksiry ponifikacyjne. Każda osoba, która ma choćby niewielkie pojęcie o polskich Biurach Adaptacyjnych, powinna od razu skojarzyć, co z tego wynikło – „Biura Adaptacyjne – Praca wspólna”. Jeden z autorów, MaxyBlack, napisał na forum: „Opowiadanie nawet się jeszcze nie rozwinęło, a już ma ponad 20 stron… Czuję, że tworzymy coś wielkiego i zapraszam innych miłośników świata TCB do przyłączenia się„ – i miał sporo racji. równania, uzbrojoną po zęby dywizją pancerną dowodzoną przez geniusza wojny na skalę Aleksandra Macedońskiego, Pattona czy Rommla. Dość powiedzieć, że w ciągu kilku dni od pojawienia się na FGE 19 kwietnia 2012 uzyskało około stu komentarzy, ostatecznie zatrzymując się na liczbie 126 wypowiedzi. Uruchomiło to istną lawinę. Będąc chyba najlepszym i najsłynniejszym polskim fikiem z tego gatunku, do tego wprowadzającym do polskiego fandomu świeżą tematykę, gwałtownie przyczyniło się do wzrostu popularności Biur. Pod każdym względem biło „Świt” na głowę, od szczegółowości świata przez liczbę stron, jakość narracji czy fabułę po głębię przemyśleń. Główny bohater, Tomek, był przeciętnym człowiekiem w nieprzeciętnym 30 świecie, mającym swoje wady i zalety oraz mniej lub bardziej prawdopodobne przygody. W efekcie otrzymaliśmy bardzo dobre opowiadanie, można by rzec, obyczajowe, slice of life, okraszone sporą dawką humoru i typowej dla TCB filozofii, traktującej o transhumanizmie, sensie życia, wyboru i tym podobnych rzeczach. Te ostatnie kwestie szczególnie mocno rozwijało zakończenie, które – w momencie największej popularności fika – było długo analizowane w komentarzach pod opowiadaniem, a którego prawdziwego znaczenia się już chyba nie dowiemy. No, chyba że Thar uraczy nas kolejną częścią swojego dzieła… W tym samym czasie w temacie na MLPPolska kuto żelazo póki gorące. Mniej więcej wtedy w an- To było nie tyle opowiadanie, co bardzo rozbudowany role-play, w którym każdy z pisarzy (w szczytowym momencie było ich aż dziesięciu – swoją drogą, nie polecam pracy w takiej dużej grupie) wcielał się w postać opartą o samego siebie i odgrywał swoje własne zachowania w świecie, w którym nagle kilku wybrańcom zostaje zaoferowana możliwość zamiany gatunku, połączona z ratowaniem dwóch światów przed nieuchronną zagładą! Było dramatycznie, było zabawnie, było… świetnie. Jako jeden z autorów tego opowiadania będę do końca życia wspominał okres pisania go jako jeden z najlepszych w całym moim czasie bycia bronym. Wiele osób kłóciło się o to, czy ponifikacja jednego z bohaterów była dobra czy zła, czarny charakter o pseudonimie Stone umiał kilku osobom popsuć dobry humor, niekanoniczna scena śmierci pe-