postać, którą można śmiało porównywać do Celestii pod
względem zdolności przywódczych, tutaj ginie. I to jest pokazane – wielki wódz umiera na
stole, żegnając się z towarzyszami broni. Dodajmy do tego ponurą, wzruszającą muzykę, element
przepowiedni oraz majestatyczny głos Petera Cullena i mamy
jedną z najbardziej epickich scen
w animowanej kinematografii.
Coś pięknego… chlip… przepraszam, aż się wzruszyłem… chlip…
Decepticony też dostały nowych bohaterów. Nasz ulubiony
Zdrajca przez wielkie Z, czyli
Starscream, doprowadza do stworzenia Galvatrona – nowego sługi
Unicrona, który rozkazuje mu
zniszczyć Matrycę Przywództwa,
jedyną rzecz zdolną go zlikwidować. Galvi pozyskuje władzę, rozwala Stara i knuje własne plany.
Jak to się skończy? A film sobie
obejrzyjcie, do siana, ja nie będę
spoilerował!
Ale co sprawia, że obraz tak
zapada w pamięć? Jednym z jego filarów jest muzyka autorstwa
Stana Busha. Serio, film nie osiągnąłby takiego fenomenu, gdyby nie genialne utwory i efekty
audio. Legendarny już The Touch czy też Dare To Be Stupid
to wizytówki tej animacji. Reszta
dźwięków i piosenek też wpada
w ucho, melomani się nie zawiodą.
Kolejną sprawą są dialogi
i teksty bohaterów – legendarne
cytaty i powiedzonka weszły już
do subkultury, z lubością są dalej
cytowane w fandomie TF. Jest
ich masa, łatwo je zapamiętać
i są zabawne. Również aktorzy
podkładający głosy pod postacie
dużo odegrali. Peter Cullen,
Frank Weller, Chris Latta, Eric
Idle, a nawet Leonard Nimoy, innym znany jako Spock ze Star
Treka, który podkłada tu głos
pod Galvatrona.
Film nie ustrzegł się też pomyłek i jak naprawdę nie lubię
narzekać i wytykać wad, to tu
muszę, bo pan Dolarowaty na
mnie liczy. Po pierwsze – czynnik
ludzki, o zgrozo. Uważacie, że
niektórzy bohaterowie z Equestria Girls byli wnerwiający? To
obejrzyjcie sobie postać Daniela,
dzieciaka, który pałęta się pod
nogami Botów, płacze jak bóbr
i robi za ogólną przeszkadzajkę.
DO SZKOŁY, MAŁOLACIE, A NIE
PRZESZKADZASZ STARSZYM! TU
WOJNA SIĘ TOCZY, A NIE ŻŁOBEK! Uf… Uniosłem się…
Transformers: TM był kamieniem milowym w rozwoju całego
tego uniwersum. Dał nam masę
nowych postaci, kilka niewyjaśnionych okoliczności, pełno
epickich momentów, cytatów
i zabawy. O ile dla przeciętnego
zjadacza chleba obejrzenie tego
filmu bez minimalnej wiedzy, kto
jest kim, będzie dziwne i może
niezrozumiałe, to warto poświęcić czas na jego zobaczenie. Nie
pożałujecie, kinówka jest naprawdę dobra. Jeśli miałbym mu
wystawić ocenę, to byłaby to
mocna 4 z plusem. Na piątkę
trochę mu niestety brakuje. W każdym razie powinniście go sobie
obejrzeć. Bo warto. Polecam. A
teraz… transform and rolltout!
Kolejna sprawa – Hot Rod.
Młody Autobot z mnóstwem odwagi i niedoborem rozumu w procesorze.
Cwaniakowaty typek,
czego nie cierpię. OK,
miał parę fajnych momentów, ale to przez
tego typa zabili Optimusa. Później trochę się
zreh a bi l i towa ł, co n i e
zmienia faktu, że to matołek jakich mało. Zdarzyły się też błędy w animacji,
czasem widzimy na ekranie postacie, które 3 minuty temu były martwe.
Zmartwychwstanie? Ej,
no ja wiem, że w komiksach nikt długo trupem nie pozostaje, ale
w filmie źle to wygląda.
Na szczęcie takich momentów jest mało.
53