MANEzette #2 1\2014 | Page 13

Klimat, a  także kilka wad Atmosferę bez problemu można uznać za ciężką i  mroczną. Niektóre obrazy pozostają w  głowie bardzo długo, a  „Mane six” tych realiów boryka się z  problemami, o  jakich nawet się nie śniło Littlepip i  jej świcie. Jednakże w  pewnym momencie całe opowiadanie staje się lekko monotonne w  swej grimdarkowatości. Somber dobitnie próbuje przekazać, że Blackjack to najbardziej pechowa klacz w  całych pustkowiach, rzucając na nią wszelkie maszkary i  problemy, które wpadną mu do głowy. Niestety, stara się za bardzo, w  efekcie czego po dłuższym czasie nie zaskakuje nas już prawie nic, co szanowny autor przygotował. Przez to właśnie po przeczytaniu 32-go rozdziału byłem w  90% przypadków pewien, że to, co może pójść źle, na pewno pójdzie źle. I  prawie zawsze miałem rację. Gorsze jednak było u  mnie uczucie, że niektóre fragmenty pisarz wsadził tylko i  wyłącznie po to, by zapchać dziurę, ewentualnie w  jakiś pokręcony sposób wytłumaczyć zaistniały przed chwilą, dziwny incydent... nając już o  wielu gagach, humorze i  nawiązaniach do samej serii Fallout. Do już i  tak mocnych argumentów dochodzą również wszystkie wspomniane wyżej punkty – fabuła, klimat, rozwinięcie bohaterów – co daje nam fanfika, którego po prostu żal nie przeczytać. Czemu to jest takie dobre/złe?! – Podsumowanie Cóż, na pewno ma z  tym związek pokrewność z  oryginalną historią i  uniwersum. Somber dość mocno wzorował się na sposobie pisania autorki „Fallout: Equestria”, dzięki temu ci, którzy zakończyli lekturę owego fika z  chęcią wrócili do tego, co było im znane. Oprócz tego sam fakt, że dzieło zostało napisane w  świetnym stylu bardzo zachęca ich do czytania. Nie wspomi- 13