MANEzette #2 1\2014 | Page 10

Sweet Apple Capers Autor: The RPGenius [Comedy], [Random] Pinkamena Diane Pie w  fanfiku o  tagu [random]? Samo to powinno dawać już jednoznaczną odpowiedź na pytanie, czego można się spodziewać. Mianowicie: wszystkiego. aTOM P unkt wyjścia opowiadania jest niezwykle prosty: oto Pinkie Pie naszła ochota na pyszny strudel z  jabłkami. Jednakże jej plan napotyka na przeszkodę w  postaci braku najważniejszego składnika. Wyrusza więc ona na farmę Applejack – tylko po to, aby odkryć, że pomarańczowa klacz wyjechała z  miasteczka, zaś opiekę nad sadem powierzyła swej wiernej psinie, Winonie. Ta zaś nie ma najmniejszego zamiaru pozwolić napędzanej struclowym głodem klaczy dobrać się do soczystych, czerwonych owoców. Cała reszta fika to wykorzystywanie przez Pinkie coraz to nowszych (i  bardziej zwariowanych) pomysłów na przechytrzenie Winony. I  wbrew pozorom taki schemat wcale nie jest nudny! Największa siła opowiadania leży w  klasycznych gagach – i  mam tu na myśli prawdziwe klasyki pokroju szaleńczych pościgów kojota za strusiem czy polowań Elmera na królika Bug- 10 sa. Czytając, naprawdę czekałem tylko na moment, w  którym Pinkie wychyliłaby się zza krzaka, rzucając tekstem typu: „Bądźcie bałdzo, bałdzo cicho. Poluję na jabułka, hehehehe”. Poziom humoru podsumuję krótko – już od dawna tak nie tarzałem się ze śmiechu w  trakcie jakiejś lektury. Śmiem twierdzić, że tutaj nie ma zdania, po którym nie można by się chociaż uśmiechnąć. Choć lwią część opowiadania stanowi walka Pinkie i  Winony, przez ich konflikt przewija się też spora ilość postaci pobocznych, niekoniecznie kucyków. I  tak Pinkie angażuje w  swój bój choćby małego aligatora czy pewnego wrednego królika, oczywiście z  okrutnym dla naszych przemęczonych śmiechem przepon skutkiem. Wisienką na torcie jest ostatnia scena, która doskonale wykorzystuje pewien typowy dla serialu motyw, przerabiając go na różowo, oczywiście. Język, którym napisany jest fanfik, określiłbym jako średniozaawansowany, głównie ze względu na opisy, w  któych autor co jakiś czas raczy nas nieco bardziej skomplikowanym słownictwem. Podobno ktoś tam gdzieś tam myśli już nad tłumaczeniem, ale póki co jest to oddalona o  jedenaście i  pół tysiąca słów przyszłość. Podsumowując – to opowiadanie jest komedią, którą można podawać za wzór tego, jak pisać „randomowe” teksty. Z  kompletnie niezrozumiałych dla mnie przyczyn została ona jednak zapomniana i  zagrzebana pod stosem milionów innych opowiadań. Tym bardziej namawiam, aby się z  nią zapoznać. Czytając, lepiej jednak robić to, od razu siedząc na podłodze, bo powiedzenie „spaść z  krzesła ze śmiechu” jest w  przypadku tego tekstu niewiarygodnie trafne.