Klimat, a także kilka
wad
Atmosferę bez problemu
można uznać za ciężką i mroczną. Niektóre obrazy pozostają
w głowie bardzo długo, a „Mane
six” tych realiów boryka się
z problemami, o jakich nawet się
nie śniło Littlepip i jej świcie.
Jednakże w pewnym momencie
całe opowiadanie staje się lekko
monotonne w swej grimdarkowatości. Somber dobitnie próbuje przekazać, że Blackjack to
najbardziej pechowa klacz w całych pustkowiach, rzucając na nią
wszelkie maszkary i problemy,
które wpadną mu do głowy.
Niestety, stara się za bardzo,
w efekcie czego po dłuższym
czasie nie zaskakuje nas już prawie nic, co szanowny autor przygotował. Przez to właśnie po
przeczytaniu 32-go rozdziału
byłem w 90% przypadków pewien, że to, co może pójść źle,
na pewno pójdzie źle. I prawie
zawsze miałem rację. Gorsze
jednak było u mnie uczucie, że
niektóre fragmenty pisarz wsadził tylko i wyłącznie po to, by
zapchać dziurę, ewentualnie
w jakiś pokręcony sposób wytłumaczyć zaistniały przed chwilą,
dziwny incydent...
nając już o wielu gagach, humorze
i nawiązaniach do samej serii
Fallout. Do już i tak mocnych argumentów dochodzą również
wszystkie wspomniane wyżej punkty
– fabuła, klimat, rozwinięcie bohaterów – co daje nam fanfika,
którego po prostu żal nie przeczytać.
Czemu to jest takie
dobre/złe?! – Podsumowanie
Cóż, na pewno ma z tym
związek pokrewność z oryginalną historią i uniwersum. Somber
dość mocno wzorował się na
sposobie pisania autorki „Fallout:
Equestria”, dzięki temu ci, którzy
zakończyli lekturę owego fika
z chęcią wrócili do tego, co było
im znane. Oprócz tego sam fakt,
że dzieło zostało napisane
w świetnym stylu bardzo zachęca ich do czytania. Nie wspomi-
13