MANEzette #1 1\2013 | Page 32

Sparkle”? Po pierwsze, zrywa z  niektórymi schematami (nowy antagonista, używanie Klejnotów Harmonii do ratowania Equestrii). Po drugie, daje nam wgląd na znane dotychczas tylko z  opowieści wydarzania. Po trzecie, mamy tytułową księżniczkę, która musi sobie poradzić z  pewnymi zmianami. Na szczęście transformacja w  alicorna nie uczyniła z  Twilight super-OP niszczycielki wszechświatów. Jej moc magiczna jest na podobnym poziomie co dawniej (lub po prostu nie zademonstrowała jeszcze pełni swojego nowego potencjału). Właściwie trudno jednoznacznie ocenić ten podwójny odcinek. Z  jednej strony jest w  nim zawarte sporo akcji, niektóre wątki zostają rozwinięte, pojawia się kilka zabawnych sytuacji i  mrugnięć okiem. Światłocienie i  efekty 3D też całkiem nieźle dają radę. Cała szóstka klaczy zachowuje się dość rozsądnie (nie licząc tej jednej wtopy z  odesłaniem Twilight do domu), no i  dostajemy tajemnicę, nad którą nasze bohaterki będą się głowiły prawdopodobnie aż do końca sezonu. Na moje największe uznanie zasługuje jednak świetne okazywanie emocji przez postacie (wspomnienie walki królewskich sióstr było pod tym 32 względem fenomenalne!). Jeśli chodzi o  wady… Większość wymieniłem już wcześniej. Rozwijając tylko problem wspomnianej wielowątkowości, muszę z  niezadowoleniem wspomnieć, że Pinkie Pie, Rarity i  Fluttershy odegrały naprawdę znikomą rolę w  obu odcinkach (a  już w  szczególności w  drugim). Po prostu zeszły na drugi plan. Gdyby nie przymus obecności wszystkich powierniczek do użycia mocy Elementów Harmonii, to równie dobrze mogłoby ich w  ogóle tam nie być. Oprócz tego mógłbym dodać parę przykładów małych dziur fabularnych i  ułatwień, na jakie poszli twórcy. Tylko uprzedzam, że to będzie już trochę czepialstwo! No bo spójrzmy: czy korzenie, które porwały Celestię nie przebiły się czasem przez podłogę? Co za tym idzie, powinny pozostawić wyraźne ślady (a  gwardziści podobno nie potrafili znaleźć żadnych poszlak). Dlaczego Twilight nie teleportowała się do Ponyville zamiast lecieć tam na własnych skrzydłach (chyba nigdy nie zrozumiem, na jakiej zasadzie działa to zaklęcie)? Czemu mogła używać magii, chociaż wszechobecne zielska podobno ją wypaczały? A  skoro już miała do dyspozycji czary, dlaczego tak dawała sobą pomiatać? Przecież wystarczyło miotnąć w  krokodyla pociskiem energii, albo chociaż teleportować się w  bezpieczniejsze miejsce. Takie błędy i  nielogiczności może i  nie powodują wybuchu wściekłości i  nagłej chęci popełnienia morderstwa, ale psują nieco odbiór całości. Na koniec warto wspomnieć o  symbolice ostatniej sceny. Przekaz jest mniej więcej taki sam, jak w  drugim odcinku pierwszego sezonu (co spaja cały serial ładną klamrą). Twilight (czyli Zmierzch) przelatuje na tle opuszczanego księżyca i  wznoszonego słońca. Łączy dzień i  noc tak, jak pogodziła zwaśnione siostry (które są przecież ponimorficzną personifikacją tych zjawisk niebieskich). Przytoczyłem sporo wad i  całość polałem sporym wiaderkiem żółci, więc można odnieść wrażenie, że moja ocena będzie negatywna. Jednak nie mógłbym ocenić „Princess Twilight Sparkle” w  sposób tak skrajny. Mimo wszystko, całkiem nieźle bawiłem się przy oglądaniu tego epizodu! Są mocne i  słabe momenty, wzloty i  upadki. Dlatego obu odcinkom wystawiam notę „good job”. W  moim osobistym rankingu plasują się więc gdzieś pomiędzy „przeciętne”, a  „świetne” (jak na moje wysokie wymagania, to i  tak całkiem nieźle). Liczbowej skali jednak nie zastosuję, ponieważ uważam ją za zbyt ogólny wyznacznik jakości. Pozostaje mi tylko zachęcić was do oglądania (jeśli jeszcze tego nie zrobiliście) i  życzyć miłych wrażeń. A  obejrzeć trzeba, bo naprawdę warto!