brze jest poznać punkt widzenia
Celestii, poczuć, że i ona jest postacią z krwi i kości (czy z czego
tam są zbudowane alicorny).
Będąc w temacie, warto byłoby
scharakteryzować całkowity udział
Księżniczki Dnia w obu odcinkach.
Do tej pory Celestia albo nie angażowała
się
bezpośrednio
w wielkie wydarzenia przedstawione w serialu, albo robiła to…
dość nieudolnie (patrz: „Canterlot
Wedding”/„Ślub w Canterlocie”).
Co prawda podawano nam informacje o tym, jak pokonywała
różne zagrożenia w przeszłości
(Nightmare Moon, Discorda czy
Sombrę), ale były one na tyle
mgliste, że tak naprawdę nie wynikało z nich zbyt wiele.
Teraz jednak dostajemy wgląd
do minionych zdarzeń. Widzimy
Celestię asertywną, bojową, gotową do poświęceń. Widzimy
prawdziwą księżniczkę.
Wracając do fabuły… Podoba
mi się także jakikolwiek udział
straży królewskiej w przedstawionym wątku. Może i jej
przedstawiciele nie odegrali najważniejszej roli, ale przynajmniej
pokazano, że są w stanie samodzielnie myśleć. Co do Twilight
wydającej rozkazy – jestem jak
najbardziej na tak. Przecież zawsze była dobra w zarządzaniu.
Teraz jedynie zmieniła się skala.
Po usłyszeniu o zniknięciu królewskich sióstr Twilight otrzymuje
kolejne szokujące wieści. W efekcie bezzwłocznie udaje się do
atakowanego Ponyville, gdzie ponownie
spotyka
się
z przyjaciółkami. Za pomocą Klejnotów Harmonii przyzywają
31
domniemanego sprawcę całego
zamieszania: Discorda.
Pan Chaosu błyskawicznie wysuwa się na pierwszy plan, chciwie
zagarniając dla siebie czas antenowy i serca fanów. Mimo
resocjalizacji, jakiej został poddany, wciąż zachowuje się jak
zazwyczaj, zaskakując i śmiesząc
swoją randomowością. Panujące
wokół szaleństwo najwyraźniej
sprawia mu radość, więc stara się
je maksymalnie wykorzystać. Nie
udziela klaczom żadnego wyjaśnienia, choć doskonale zna
naturę problemu trapiącego Ponyville. Wydawać by się mogło, że
czym więcej Discorda, tym odcinek jest lepszy, prawda? Cóż,
niekoniecznie, bo choć sam draconequus jest bardzo lubiany
w fandomie, to w „Princess Twilight Sparkle” poświęcono mu
nieco zbyt dużo uwagi.
Tutaj pojawia się jeden z największych problemów odcinka.
Próbuje przekazać nam zbyt dużo
informacji w zbyt krótkim czasie.
Wszystkie wątki zostają podomykane, ale pojawia się lekkie
uczucie niedosytu. Mamy kiepskie
próby latania Twilight, domniemaną inwazję lasu Everfree, Discorda
w swoim żywiole, kilka wizji minionych wydarzeń, poszukiwania
źródła problemów, mały zgrzyt
pomiędzy przyjaciółkami i tajemniczą szkatułkę. A w tle Święto
Letniego Słońca. Szczególnie
skrócona wydawała mi się scena
buntu Luny. Emocje towarzyszące
Pani Nocy ograniczyły się do „jestem zazdrosna, więc pozbędę się
siostry i zacznę sama rządzić”. Nie
oczekuję po s