MANEzette #1 1\2013 | Page 30

Recenzja podwójnego odcinka „Princess Twilight Sparkle” Niby po staremu, ale jednak inaczej. P o zakończeniu średnio udanego sezonu trzeciego wszyscy z  niecierpliwością czekaliśmy na premierę następnego. Teraz, gdy pojawiły się pierwsze odcinki, możemy wreszcie odpowiedzieć sobie na elementarne pytanie: czy było warto? Na samym początku widzimy Twilight, próbującą nauczyć się tajników sztuki latania. Lawendowa klacz chce dobrze wypaść podczas obchodów Święta Letniego Słońca („Summer Sun Celebration”), gdzie ma zaprezentować swój lot przed tłumem kucyków. Niestety, wciąż nie potrafi zapanować nad swoimi nowymi skrzydłami, dlatego każde wzbicie się w  powietrze jest zakończone bolesnym upadkiem. Po pokazaniu nam nieco odświeżonej czołówki serial przenosi nas do zamkowej komnaty z  witrażami. Słyszałem sporo narzekań na temat zastosowanego w  tej scenie (a  także kilku innych) syste- 30 mu światłocieni, ale mnie osobiście bardzo się spodobał. Dodaje całości większego realizmu, no i  wygląda ślicznie. Między kucykami dochodzi do ckliwej rozmowy, podczas której okazuje się, że przyjaciółki muszą bezzwłocznie wrócić do Ponyville, by pomóc w  tamtejszych przygotowaniach do obchodów wspomnianego wcześniej święta. Do głosu dochodzi też Applejack, która… Tutaj warto byłoby się na chwilkę zatrzymać. Kreacja pomarańczowej klaczy w  obu odcinkach pozostawia sporo do życzenia. Może nieco przesadzam, ale według mnie zachowuje się nieco… niemądrze. Ile już razy było podkreślane, że prawdziwa przyjaźń trwa na przekór wszystkiemu i  pochodzi z  głębi serca? Dlaczego więc Applejack wydaje się opierać jej trwałość na przedmiotach, którymi Klejnoty Harmonii przecież zawsze pozostaną, niezależnie od mocy w  nich drzemiącej? Wydaje mi się to nienaturalne i  tak naprawdę służy jedynie jako Baffling fundament pod wątek poruszany w  odcinku drugim, ale do tego przejdziemy później. Istotna jest też scena, w  której Twilight przegląda wraz ze Spikiem swój grafik. Wygląda na to, że mimo nowej pozycji społecznej, nasza lawendowa klacz ciągle pozostaje niepoprawną perfekcjonistką i  nie może sobie pozwolić nawet na ryzyko błędu. Bicie pokłonów przed Celestią jest chyba troszkę wymuszone (bo dlaczego jednym razem wszyscy rzucają się przed nią na pyszczki, a  innym niemal całkowicie ignorują?), ale to niekonsekwencja, która już od dawna przewija się w  serialu, więc można nieco przymknąć na nią oko. Pochwalić jednak należy właściwe oddanie emocji Solarnej Władczyni. Rzadko kiedy mamy okazję dowiedzieć się czegoś konkretnego o  którejś z  królewskich sióstr, więc ich osobowości nie są nam nawet w  połowie tak dobrze znane, jak szóstki głównych bohaterek. Do-