REGIONY
HANDLOWE INICJATYWY
Sklep nie lubi stagnacji, lubi zmiany
Można postawić na produkt, atmosferę, obsługę. Ceną przecież nie da się konkurować z marketami – mówią właściciele lubelskich sklepów.
Marcin Młyniec od 20 lat prowadzi zakład masarski i punkt sprzedaży. Jego drewniana budka w latach 80. była jedną z pierwszych na Starym Osiedlu w Poniatowej. Prowadził również sklepy w Lublinie przy ul. Radości i w Opolu Lubelskim, ale ze względu na wysokie koszty utrzymania i niekorzystną lokalizację musiał je zamknąć.
– Przegraliśmy z supermarketami, które proponowały niższe ceny. Schab bez kości w Biedronce kosztował 9,90 zł, a ja choć miałem dużo lepszej jakości, to jednak za 15,90 zł. Nie mieliśmy też szans uzyskać pozwolenia na alkohol, bo tuż obok była szkoła. Kiedy zacząłem dokładać do interesu, zamknąłem sklep. Natomiast w Opolu Lubelskim właścicielka lokalu zapewniała, że obok będzie przystanek autobusowy. Do dziś go nie ma. Życie mieszkańców skupiło się wokół Biedronek i Stokrotek.
Trzeba tłumaczyć klientowi, co kupuje
– Większe markety wygrywają walkę z mniejszymi punktami rodzinnymi, bo student wchodzi do Biedronki i kupi w niej wszystko – mówi pani Beata z małego punktu cukierniczego Grela,
22 Życie Handlowe marzec 2017
Pani Beata w swojej budce z pieczywem przy KUL-u.
tuż przy Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. – Trzeba mówić ludziom prawdę, że w marketach ciasto jest mrożone, a producenci – aby było taniej – używają wypełniaczy i zamienników. Do masła dolewają wody, ser ma obniżoną zawartość białka, do koncentratów pomidorowych dodaje się skrobi i dzięki temu używa się mniej pomidorów, więc ceny mogą być niższe nawet o połowę, ale klient nie wie, co kupuje – mówi z goryczą pani Beata.
Bez specustawy jest zamknięte
– W sobotę o 13 zamykamy sklep, otwieramy go po weekendzie, bo życie na Starym Osiedlu w Poniatowej zamiera w piątek o godzinie 16. Starsi ludzie w piątek robią zakupy na cały weekend, a młodzi wyjechali do większych miast – mówi Młyniec. Kiedy remontowano stojący obok Aldik, przez dwa miesiące Młyniec zanotował dużo wyższe obroty. Ale później wszystko wróciło do normy. –
Nie pomaga też to, że rozporządzenie ministra rolnictwa i rozwoju wsi z marca 2016 roku pozwala nam rozprowadzać towar tylko i wyłącznie do województw ościennych, a produkcja ma mieć nie więcej niż tonę – dodaje pan Marcin.
Warzywa nie boją się konkurencji
Paweł Żywicki z Poniatowej zmienił branżę ze spożywczej na budowlaną. Sklepy już nie są podstawowym źródłem jego dochodów, za to wciąż prowadzi je jego żona, Anna. Obecnie ma dwa spożywczaki przy ul. 1 Maja w Poniatowej i jeden w Kowali.
– Prowadziliśmy dwa sklepy w Poniatowej, kiedy dowiedzieliśmy się, że obok naszego zieleniaka powstanie Biedronka – wspomina Anna. – Myśl, która nam nie dawała spać, to, że będzie źle. Polecą ceny, stracimy klientów. O dziwo w naszym zieleniaku, który znajduje się 50 metrów od Biedronki, klientów przybyło. Mamy towar, który świetnie dopełnia ten biedronkowy. Klienci kupują u nas warzywa, owoce i ryby, ale też soki, wędlinę czy prawdziwą coca-colę. Po chipsy, masło czy kukurydzę idą jednak do supermarketu, dlatego w naszym drugim sklepie spożywczym, zlokalizowanym około 100 metrów od Biedronki, obroty spadły o około 15 proc.
Żywicka zauważyła, że klienci coraz częściej zwracają uwagę np. na termin ważności produktów, a w hipermarketach zdarza się żywność po terminie. Dodaje, że wśród młodych rośnie świadomość zakupów. I z tym właśnie wiąże nadzieję, że klienci powrócą do małych sklepów.
Asortyment musi być dostosowany do okolicy
– Najlepiej, żeby sklep był położony tam, gdzie znajdą się klienci gotowi zapłacić więcej – mówi pani Jola z małego sklepiku blisko centrum. Trzeba też dopasować ofertę do okolicy, w której usytu-