Proza
będzie się debata, na której ważyć się
będą losy moich warzyw.
Czwartek, Dzień
Drogi Pamiętniku,
pakt. Zawarłem z nimi pakt. Mogą
zostać w ogrodzie, ale nie wolno im
wkraczać na teren grządek. Ta strefa
jest absolutnie zakazana dla mszyc.
Nie mają gdzie pójść, a ogród taki duży.
Niech sobie siedzą pod jeżyną. Obie
cały, że będą grzeczne, pod jednym
warunkiem. Spełniłem warunek i od
razu tego pożałowałem. Teraz cała tra
wa lepi się od musztardy. Ani przejść,
ani zjeść. Mszyce to dzikusy. Dla nich
to świetna zabawa, cały dzień jeździły
na łyżwach. Po tej musztardzie, bo
śnieg spadł w poniedziałek, a gdy się na
moment odwróciłem, to już go nie było.
Może to jego szukał Szpadelko? Nadal
ani śladu parzystokopytnych. Nadal
brak sensu w mojej powieści. Dwana
ście, jeden, trzydzieści cztery. Dziś nie
pisałem. Cały dzień szorowałem mo
kas