Proza
Wydarte mszycom z paszczy
Álfey
Wtorek, Dzień Pluszowego Misia
Środa, Dzień Aaaaaaa!
Drogi Pamiętniku,
jak co rano zajmowałem się ogrodem.
Mszyce nadal tkwią w okopach. Mijają
trzy tygodnie, od kiedy przeniosły się
za marchewkową grządkę. Myślą, że
ich nie widzę. Naiwność. Stanowisko
w dołku za sałatą nadal jest skuteczną
bronią. W dodatku tajną. Zastanawiam
się nad zaatakowaniem bronią che
miczną, ale wciąż się waham, bo żal
mi tych istot. Nie jestem najlepszym
dowódcą, mam zbyt dobre serce. Nie
moja wina, takie mi urosło. Pomiędzy
rzodkiewką a pietruszką.
Dwa, siedem, szesnaście. Po południu
pisałem kolejny rozdział swojej po
wieści. Zupełnie nie mogłem się skupić,
w dodatku w piątej godzinie Szpadelko
przebiegł za oknem i powiew wiatru
rozrzucił stos zapisanych stron. Część
chyba wyleciała za okno, bo w tym
stosie brak zupełnie sensu. A może
w sensie brak stosu? Tylko w jakim
sensie go brak? I co to za brak? Znów
się gubię. Pomstowałem na Szpadelko,
ale gdy pozbierałem wszystkie kartki
i wyjrzałem za okno, jego dawno już
nie było. Może wrócił na planetę Sky
ron? Może zapadł się pod ziemię? To by
się nawet zgadzało, bo gdy wieczorem
spacerowałem wokół posesji, ziemia
wydała mi się jakaś taka rozkopana.
Drogi Pamiętniku,
dzisiaj mszyce przypuściły atak. Bruta
lnie wgryzły się w największą cukinię,
jaka rośnie na grządce. Broń chemiczna
jest gotowa do użycia. Zwołałem konfe
rencję, na której ogłosiłem, że dam im
ostatnią szansę, czeka je niechybny
koniec, jeśli nie wycofają swych wojsk
z terenu ogrodu. Nagle rozpętało się
piekło, mszyce najpierw ostrzelały
sałatę, za którą się kryłem, a nastę
pnie zjadły nie tylko ją, nie tylko cuki
nię, ale pochłonęły też konferencję.
I to w całości. Tak nie wypada, mogły
chociaż przekroić ją na pół. Choć
osobiście wolę pokrojoną w kostkę
i polaną syropem klonowym. Znów
pisałem. Tym razem okno pozostało
zamknięte przez cały ten proces. Już
nie musiałem obawiać się sił przyrody
próbujących ingerować w mój proces
twórczy. Siedem, cztery, dwadzieś
cia dwa.
Parzystokopytnych dziś brak. Miałem
nadzieję, że policzę się ze Szpade
lkiem za wczorajszy incydent. Może
jakaś zaginiona kartka zaplątała mu
się we włosy, gdy tak pędził po nie
bie... Spoglądam właśnie na ogród.
Mszyce leżą do góry brzuchem, tak
się najadły, że nie mogą się teraz
ruszyć. Ha! Najstarsza próbuje chyba
zorganizować spotkanie. Może od
23