Kill The Fez! October 2015 | Page 16

Proza uniesiecie. Ale mam jeden warunek: Czy wszyscy jesteście tamburynistami? – Oczywiście, Panie! – zasalutował dowódca, który dotychczas skupiał uwagę na nieopuszczaniu szczęki. – Służymy przecież w Twojej świętej armii! Dla demonstracji dał znak żołnie­ rzom i wszyscy naraz opadli na kola­ na, wyciągnęli spod koszul malutkie tamburynki na łańcuszkach i zaczęli się modlić, rękoma inscenizując na­ kładanie Świętego Brzęczącego Pie­ rścienia na głowę. Jedyną reakcją był cichutki dźwięk blaszek podzwaniających o siebie: czy bóstwo się z nich… śmiało? W zas­ adzie trudno mu się dziwić, skoro modlący się przez cały czas byli oble­ gani przez koty, które wchodziły im na kolana, przymilały się i próbowały drapać, a  jeden zdefekował na na­ jmłodszego z żołnierzy czymś, co wy­ glądało jak tęczowe­ciasto. Kiedy wyśpiewali już ostatni psalm wy­ chwalający doskonałość okrą­głej formy swego Boga, ten najwyraźniej był za­ dowolony, bo koty rozpierzchły się na wszystkie strony i został tylko jeden, idealnie biały, który zaprowadził ich w stronę drzwi. Wisiał na nich ni­ czym bożonarodzeniowa ozdoba zwy­ kły rytualny tamburyn, w którym sie­dział znajomo wyglądają­ cy, wrednie uśmiechnięty koliber. Kot podskoczył i  na­ cisnął klamkę łapą, po czym odleciał razem z ptakiem. Ludzie zostali zaś, wpatrując się tępo w rozciągające się za drzwiami morze czekolady. Gdzienie­gdzie dryfowały łódki obła­ dowane opakowaniami czekola­dek, ta­bliczkami wyjątkowo wymyślnych smaków i  świąteczny­ mi figurkami (ale z  najlepszej jakości czekolady!). Wszystkie jednak były za daleko, żeby dosięgnąć ich z progu. Pierwszy na ochotnika do przepłynię­ cia czekola­dowego morza zgłosił się najmłodszy z  nich, ciągle usmarow­ any tęczą. Skoczył na główkę w sam środek wiru „wodnego”, którego jeszcze przed sekundą tam nie było. Zapadła cisza, w  której doskonale było słychać pękanie bąbelków powietrza, kiedy wy­ ilustracja: Betty Nobs 16