Proza
Czeko
zosia11
– Koliber nie ma nic do rzeczy! – krzy
knął pułkownik AT, depcząc glanami
wąską ścieżkę i zmuszając młodszych
żołnierzy, żeby za nim podbiega
li. – Kiedy każę wam pilnować bunk
ra za wszelką cenę, to macie tak robić,
choćby wam i T-Rex przelatywał koło
nosa!
– Tak, sir, ale… On miał znak na brzuchu.
– Jaki znak? – Pułkownik nie zatrzymał
się ani na chwilę, choć wyraźnie cieka
wiła go odpowiedź. Łypnął tylko przez
ramię na mówiącego.
– No, wie pan… Święty Brzęczący
Pierścień.
Wojskowy zwolnił, głośno wciągnął
powietrze i powiedział:
– Aha. Powiedzcie więc, którędy poleciał
ten głupi ptak?
Trochę na oślep, ale dotarli. Wejście
ukryte było pod korzeniami drzewa
jak jakaś starożytna pieczara, ale
samo… pomieszczenie? piwnica?
bunkier? było wyłożone zwykłym
betonem. Kiedy oficer i jego “odd
ział” wczołgali się do środka,
rzuciło im się w oczy tajemnicze
graffiti: „Nie mrugaj. Wróbel… Ka
czka!”. Postanowili je zignorować
z racji biednej gramatyki rodem
z translatora.
Po zbadaniu kilku dróg prowadzący