PROZA
się w uskrzydlonego słonia.
I zmieniła się, ale Jonnie, który
zawsze trochę bał się Jondy, już
tego nie widział, czym prędzej
przemierzając korytarze ich biura.
Postanowił jeszcze raz zobaczyć
swoje mieszkanie. Była tam poli
cja. I sporo kawałków jego samego,
których najwyraźniej nikt nie
zamierzał wkładać do trumny,
w której go pochowano. Uznał, że
to i tak lepsze niż być skrzydlatym
słoniem, zwłaszcza z urodzenia.
O gryzonie były zwyczajnie
złośliwe. Wprowadzały w świat
tiktakowanie i patrzyły, jak bardzo
głupi są ci potomkowie małp, czy
czego potomkami byli. Prawdziwa
zabawa. Jak przezorni by się nie
okazali z pierwszą zasadą, zawsze
zapominali o drugiej. „Nigdy, ale to
absolutnie nigdy, nie ufaj tej cho
lernej, solidnej osłonie” brzmiała
druga zasada. Była też zasada
trzecia, ale jakoś nikt nie docierał
do tego momentu, kiedy ma
niepowtarzalną okazję przekonać
się, że: „Nigdy nie pojawia się tyl
ko jedno tiktakowanie”. To było
złośliwe posunięcie, O gryzonie
musiały to przyznać. O gryzonie
z zasady były złośliwe. Złośliwość,
20
jak
mawiały,
stanowiła
ich
największą zaletę.
A teraz ten głupi dzieciak, który
zaczął coś podejrzewać, został
s
tiktakowany pięknie już w pier
wszym podejściu. O gryzonie wiwa
towały głośno ze woich stanowisk
s
obserwacyjnych w przylegającym
zestawie ymiarów.
w
Jonnie
rzeczywiście
bywał
nieuważnym
uczniem.
Na
nieszczęście O gryzoni, był aż
naduważnym studentem. I może
potem znalazł sobie nieciekawą...
– Hej! Jak dla kogo nieciekawą,
narratorze, jak dla kogo!
Niech ci będzie Jonnie: ...ciekawą,
ale niezwiązaną w najmniejszym
choćby stopniu ze swoimi studiami
pracę biurową, w której głównie
poczytywał książki pod biurkiem,
jednak jego wykładowcy byli zgod
ni. Chłopak mógł zostać wybit
nym specjalistą, wyznaczającym
nowe kierunki w swojej dziedzinie,
a może też nawet w kilku po
krewnych. I, cóż, to nie jego wina,
że bardziej od tworzenia świetlanej
teorii interesowała go rzyzie na
p
m
praktyka. Która nie chciała wy
chodzić. Stała tam i śmiała się
z niego do momentu jego śmierci.