Policja znów martwiła się tikta
kowaniem. Ale to tak jak króliki.
Nikt nie mógł ich udowodnić.
Jonnie zastanowił się nad kompu
terami z ich biura. Był pe ien,
w
że tego nie uczyli w szkole. Co
prawda nie wszystko, czego
uczy i w szko e, wciąż pamiętał,
l
l
a niektórych kawałków nie pa
miętał nigdy, ale kto by się tym
przejmował? W każdym razie aż
do teraz. Żałował, że dziewczyny
z biura nie mogą go zobaczyć.
Podpatrywał je w przerwie, kiedy
Jonda wyciągnęła z torebki żółwia,
twierdząc, że znalazła go pod
s
woim domem i w ogóle popa
trzcie, jaki słodki i jaki bezbronny,
kto jest żółwikiem Jondusi, no
kto, taak, słodki żółwik etc. itd. itp.
Jonnie był pewien, że żółw rzucił
mu długie złośliwe Spoj zenie –
r
jakby chciał powiedzieć „No i co
mi zrobisz?”. Był też pe ien, że to
w
jego żółw, dopiero co zmarły razem
z nim. Żółw nadal się gapił. Jo nie
n
odśmiechnął się sarkastycznie.
„A po co miałbym cokolwiek robić”
pomyślał. Było mu całkiem obrze
d
w takim stanie, no i owszem,
życie było fajne, a nigdzie nie było
n
apisane, że jego dusza (czy czym
kolwiek e az był) jest wie zna, ale
t r
c
zawsze to więcej stnienia niż mniej
i
i dostał kilka odatkowych skilli,
d
jak rze hodzenie przez ściany.
p c
W ciele nigdy się nie udawało, mimo
że próbował. Co go zaintrygowało,
to że na duszy też robiły się siniaki.
Ale sztuczka działała.
– Ciekawe, na co on się tak gapi?
– zaczęła się nagle zastanawiać
ta nowa dziewczyna, której imie
nia jeszcze nie udało mu się
zapamiętać.
– Och, to tylko Jonnie Rabtis.
– Jonda była jak zwykle obceso
wa. W każdym razie, jeśli chodzi
o ludzi.
Czyli jednak go widzą. Tak, to ba
rdzo interesujące