PROZA
Podpisy pod obrazki
Walter Kałuża
W dzisiejszych czasach, w dobie postępują- niej, zaczął się zastanawiać, czy zjeść
cej demokratyzacji procesów uczestniczenia
w sztuce, pytania o rolę krytyka tejże wydają
się bardziej aktualne niż kiedykolwiek wcze-
śniej. Obecnie uznanie (a co za tym idzie –
poszanowanie opinii) przynosi nie erudycja,
najlepiej potwierdzona tytułem naukowym
i listą publikacji, ale atrakcyjna forma poda-
wanych treści, najlepiej zwięzła, okraszona
humorem, ironią i sarkazmem. Tak naprawdę
jednak każdy może stanąć w szranki i walczyć
o jak największą ilość komentarzy i polubień
(tzw. „like’ów”)…
Zapisz. Zamknij. Wyłącz komputer. Wstaw
kubek do zlewu. Połóż się. Zaśnij.
Dźwięk budzika, niemiły dla uszu prawie
tak jak dźwięk wiertarki sąsiada, obwie-
ścił godzinę 7:20. Stefan gestem umie-
rającego z pragnienia wędrowca na pu-
styni włączył drzemkę. A potem kolejną.
O 8:10 nie mógł dłużej ignorować bu-
dzika. Zwlókł się z łóżka i poczłapał pod
prysznic. Wyszedłszy osiem minut póź-
śniadanie, czy zamiast tego przejrzeć
pisany w środku nocy wstęp do arty-
kułu o roli tradycyjnej krytyki w epoce
internetu. Zwyciężył kompromis: zamiast
śniadania zaparzył kawę i usiadł do kom-
putera.
Temat Stefanowi nie podchodził (co zro-
bić, promotorowi, którego mentalność
z zacięciem godnym lepszej sprawy
tkwiła dwie epoki wcześniej, się nie od-
mawia), zamiast pisania chętniej posłu-
chałby podcastu o serialach. Mimo to ze
wstępu był zadowolony – prowokował
do dalszych przemyśleń, choć Stefan
nie był jeszcze całkiem pewien, jakie to
będą przemyślenia, ani do jakich dojdzie
konkluzji. Ale to nic, zostało jeszcze parę
dni, a tymczasem zaraz trzeba jechać do
pracy…
8:43 na zegarku oznaczała, że nie zaraz,
tylko pięć minut temu. Szybkie wejście
na mejla, z konferencji dalej nie napisali,
czy abstrakt przyjęty. Ostatni łyk kawy,
trampki, kurtka, klucze. Szalik.
9