PROZA
W skrzynce e-mailowej pojawiła się wia-
domość z konferencji. Po przeczytaniu
tematu już tylko prześlizgnął się wzro-
kiem. „Szanowny Panie, z przykrością…
w związku z dużą ilością… koniecznością
wyboru… przez Pana propozycja nie zo-
stała zakwalifikowana… za zaintereso-
wanie…”
Słońce jakby nagle przygasło.
Obrazy przyjechały zapakowane
w schludne kartony. Następnie powę-
drowały na rękach konserwatorów do
magazynu, gdzie czekała już grupka
osób odpowiedzialnych za przygotowa-
nie wystawy.
Tomasz Siekierski pojawił się niemal zni-
kąd i od razu zrobiło się o nim głośno.
Kilka małych wystaw, które wzbudziły
ogromne zainteresowanie, niezwykle po-
chlebne opinie krytyków piszących o eg-
zystencjalnym niepokoju, o opresyjnych,
kubistycznych przestrzeniach, o wypeł-
niających je amorficznych organizmach.
Walka kulturowej formy z akwatycznym
bezładem Natury. Zaintrygowanie było
spotęgowane tym, że twórca stronił od
ludzi, z reguły odmawiał wywiadów
i nigdy, przenigdy nie dawał się foto-
12
grafować. To tylko wzmagało domysły,
przypuszczenia, teorie na temat tożsa-
mości, metod pracy, inspiracji. Jeśli coś
jest nieznane, trzeba to wyjaśnić; żaden
krytyk się temu nie oprze, tak jak żadna
ćma nie oprze się świecy.
Zasłony chroniące prace opadły.
Na tle akwamaryn i morskich błękitów
wyrastały rozedrgane, geometryczne
budowle. Ponad nimi majaczył większy,
trudny do zidentyfikowania, obły kształt.
Na kolejnych obrazach długiej serii przy-
bliżał się on stopniowo do widza, rósł
wzbogacany o kolejne szczegóły, obra-
stał w macki i przyklejone do powierzch-
ni muszle, a jednocześnie zachowywał
szczątkowy zarys ludzkiej postaci. Po-
wietrze uszło z zebranych w niemym
westchnieniu, pokój pogrążył się w głę-
bokiej, nabożnej ciszy. Zmącił ją Jurek:
– Rewelacja… To jest miasto!
– Miasto, ale kubistyczne, posunięte do
granic abstrakcji, z niemożliwą geometrią
– dodał Stefan. – Spoczywające na dnie
morza… i bynajmniej nie opuszczone.
To, co wypełniało wcześniej pokój atmo
sferą niemego napięcia, teraz cofnęło
się, odeszło.
– No, fantastycznie. – Dyrektorka zatarła
ręce. – Mamy świetne obrazy i trochę