PROZA
– Rozumiem – odparł stwór. – Tylko nie
wiem, co to ma wspólnego ze mną. Nie
jestem bestią, tylko Smokiem. Proszę
o odrobinę szacunku. Poza tym jestem
klientem. Nie moja wina, że wszyscy
nagle postanowili wyjść. Łącznie z ob
sługą.
Spojrzał na duchy.
– Przepraszam, nie WSZYSCY wyszli
– uściślił. – Widać nie każdemu w tej
okolicy brak manier.
– Klientem? A kto zapłaci za zjedzenie
wszystkich eklerek i ptysiów? Co się
stało z tortem czekoladowym? – spoj
rzała na szklaną paterę, wokół której
walały się resztki stłuczonego klosza.
Ciasto wyglądało z zewnątrz normal
nie, ale przy bliższych oględzinach
każdy zauważyłby wielką wy
rwę w ś rodku, przypominającą
krater wulkanu.
– Ja! – zawołał ochoczo, acz
z d
ozą zniecierpliwienia w głosie.
– Czekam, aż obsługa wróci i wy
stawi mi rachunek. Już trzy dni tak tu
siedzę. Co za kompletny brak profesjo
nalizmu i szacunku do klienta.
– Czyli nie muszę z tobą walczyć? –
spytała rozczarowana.
– Mam nadzieję. Wolałbym tego unik
nąć. Właśnie dlatego tu jestem.
– Nie rozumiem.
– Och... Nieważne.
– Przestań, nie mogę wykonać zlecenia.
31