Kill The Fez! April 2017 | Page 30

PROZA wyglądało normalnie. Tu i ówdzie ze ścian uśmiechały się do niej przyku­ wające uwagę plakaty przedstawiające zadowolonych klientów. Szczęśliwie zakochani, uśmiechnięte dzieci, sko­ łowana chupacabra łakomie wpatru­ jąca się w leżący przed nią kawałek ciasta, staruszka pijąca popołudniową kawę – wszystkie zachęcały do wejścia do środka i pozostania tu na dłuższą chwilę. W pomieszczeniu było zupeł­ nie cicho i brak w nim było żywej du­ szy. Od kiedy zawitał tu nieproszony gość, wszyscy unikali tego miejsca. W k   ącie przy stoliku siedziała jedynie para duchów, która nadnaturalnie nie miała się czego bać. Ale nieproszony gość powinien był czuć się przynaj­ mniej nieswojo; kto to widział, wcho­ dzić ot tak do czyjegoś lokalu i stra­ szyć wszystkich gości? Wtem głośny dźwięk zakłócił ciszę, co natychmiast wytrąciło Łowczynię z jej rozmyślań. Był to głośny, przeciągły szelest zakoń­ czony głuchym tąpnięciem, zupełnie jakby ktoś zamachnął się czymś cięż­ kim i n agle opuścił to na ziemię. Spoj­ rzała w górę i dostrzegła szary kształt rozmiarów małego samochodu (lub sporego roweru), umiejscowiony na 30 s ­ uficie, w r   ogu pomieszczenia, dokład­ nie nad ladą. Zmrużyła oczy i wreszcie to dostrzegła. Na suficie siedział szary smok. Przyjął pozycję obronną, lek­ ko skulony, z rozłożonymi w połowie skrzydłami i rozglądał się nerwowo na boki. Nie była pewna, bo to pierwszy smok, z j   akim miała do czynienia. Chy­ ba pora nawiązać kontakt, pomyślała. Spojrzała w górę. – Hej, Bestio! – zawołała, próbując brzmieć pewnie i groźnie. Niestety, efekt trochę zepsuło małe potknięcie na progu, gdzie jakiś uciekający klient porzucił plik banknotów ubrudzonych kremem francuskim. – Mówisz do mnie? – Smok odwrócił głowę w jej stronę. – Tak, a do kogo? – spytała zdziwiona. – Nie wiem, myślałem, że mówisz do tych państwa. – Wskazał ogonem duchy. – Och, przepraszam. Chodziło mi o cie­ bie. Dostałam zlecenie od właścicieli tego lokalu. Chcieli, bym pozbyła się stąd bestii, która rujnuje ich biznes. Smok wydawał się zaskoczony. – Bo widzisz, jestem Łowcą. Tropię po­ twory – dodała, by rozwiać wszelkie wątpliwości.