Kill The Fez! April 2017 | Page 29

PROZA Łowczyni i smok Álfey Spojrzała na tabliczkę przed wejściem. – to chyba właściwe miejsce. Jeszcze raz sprawdziła zawartość torby. To nie byle jakie zadanie; gdyby czegoś za­ pomniała, musiałaby używać własnych pięści, a to raczej nie skończyłoby się dobrze. Sama ochronna moc medalio­ nu nie wystarczy. Zlecenie otrzymała parę dni wcześniej od zmartwionych wieśniaków. Wresz­ cie jakieś poważne zadanie... Do tej pory nie miała okazji wykazać się bo­ haterstwem; prawdziwy Łowca powi­ nien mieć w CV coś więcej niż tylko zwalczanie kreciej biurokracji i aresz­ towanie nornic-kieszonkowców. Po­ mijając ujęcie internetowego oszusta matrymonialnego, kocia17 (który, ku jej rozczarowaniu, był tylko człowiekiem), nie osiągała do tej pory większych sukcesów. A zlecenia realizowała naj­ częściej na terenie lasu na obrzeżach miasta, co utrudniało wszelkie działa­ nia marketingowe i nie pozwalało jej wybić się na rynku. Tym razem mo­ gło być inaczej. Wreszcie miała okazję wykazać się w mieście, i to w samym centrum. Musiała tylko skompletować odpowiedni rynsztunek. Duża łapka na muchy, miedziana chochla, zaostrzo­ ny kijek, proca, pociski do procy, czyli niejadalne kluski zrobione przez ciot­ kę (twardsze od kamieni), zupełnie niepotrzebny miecz i kusza z bełtami. Gdy upewniła się, że wzięła wszystko, co wydało jej się przydatne, ruszyła w   drogę. Od miasta dzieliło ją tylko parę kilometrów. Wystarczyło wyjść z lasu i podążać polną drogą aż do ogromnej tablicy powitalnej, na której widniał tak często widywany przez nią napis: „MIASTO. Populacja: Kto by ich wszystkich zliczył. Nie, nie pisz tak na tablicy powitalnej, rzuć jakąś przypad- kową liczbę!”. Gdy w końcu dotarła do celu, odetchnę­ ła głęboko, po czym uchyliła drzwi. Wnętrze cukierni na pierwszy rzut oka 29