PROZA
Na gender rusz!
Dag
Uwaga – ta historia wydarzyła się na
prawdę, choć oczywiście dla okre
ślonej wartości słowa „wydarzyć się”.
Może miała miejsce w jakimś niezna
nym nam wymiarze setki tysięcy lat
temu, lecz być może w tym konkret
nym wymiarze czasu nie było wca
le, a nasi herosi nie chodzili, lecz
terraformowali otoczenie przez mi
niaturowe pola siłowe zamknięte we
wspaniałych i jakże stylowych obu
dowach, a każda troskliwa matka wy
posażała swoje dziecko w najlepszy
i najbardziej zgnorfowany model, by
nie wyśmiewali się z niego koledzy
w tamtejszej wersji szkoły, zaś przy
codziennym pożegnaniu mierzwiła im
czule mackoczułka.
Nie wiemy. Co więcej, wiedzieć nie
możemy, a co najwspanialsze, nie gra
to żadnej roli i nie odejmuje wartości
historii. Nie znaczy to jednak, że nasza
opowieść jest uniwersalna. Nie lubię
tego słowa. Wydaje się, że taka – za
łóżmy – miłość jest uniwersalna, jak
22
powiedziały takie ogromy poetów, że
nie starczyłoby mi życia na ich wy
mienienie. Pytam się jednak, czy te
wszystkie gryzipiórki w atłasach, ka
peluszach czy też zdobnych prnorę
ciem kombinezonach maskujących wi
działy zwyczaje godowe Grozburów?
Melefetów? Brezoni? Bo ja widziałem
i zapewniam, że w trzech czwartych
znanego mi wszechświata uczestni
cy tych miłosnych aktów zostaliby
umieszczeni w zakładach penitencjar
nych za zbrodnie typu rozbój z cięż
kim narzędziem czy wszczynanie burd,
a co najmniej za obrazę moralności
publicznej, nawet na planetach, które
takich przepisów nie mają. Również
co bardziej wytrzymałych świadków
czekałaby zapewne hospitalizacja.
A t o przecież miłość, chociaż przypad
kowe osoby w bardzo niewłaściwym
miejscu i o n
iewłaściwym czasie mogą
wskutek aktu zostać poszkodowane,
obrażone, a w przypadku Melefetów
– nawet uśmiercone.