PROZA
Krótka historia o nieistniejących smokach
Lakhy
Wszyscy mówili jej, że one nie istnieją.
Od kiedy narysowała swojego pierw
szego smoka, uważali ją za dziwaczkę.
Była już „dorosła”, a przecież żaden
dorosły nie wierzy w smoki.
– Smoki nie istnieją – mówiły koleżan
ki, rozczesując starannie swoje wężo
we włosy.
– To przecież bajeczka dla dzieci, a ty
już dawno przestałaś być dzieckiem –
upominali koledzy, strosząc białe pió
ra rozłożystych skrzydeł i poprawiając
przekrzywione wiatrem aureole.
– Jesteś zwyczajna we wszystkim in
nym, czemu nie możesz być zwyczaj
na i w złudzeniach? – pytali nieznajo
mi, pękający z cichym trzaskiem szkła
przy najmniejszym uśmiechu.
Lecz ona – ku powszechnej irytacji
– nie przestawała. Co tydzień w jej
pracowni rodził się, wychodząc ze
srebrnej przestrzeni zza luster, nowy
płócienny smok, budząc podziw, lecz
również zażenowanie w duszach
wszystkich istot, które przyznawały
12
się do ich posiadania. U pozostałych
po prostu mroziły drgające serca.
– Dałabyś już spokój tej taniej sensacji,
kochanie – wzdychała matka, miesza
jąc apatycznie nanobotyczną zupę,
którą zachwalali blaszani doktorzy
z papierowych ulotek.
– Matka ma rację, szkoda twojego ta
lentu – mruczał ojciec znad przyszłoty
godniowej gazety, a jego nastroszone
wąsy krzesały małe błyskawice w kli
nicznie czystym domowym powietrzu.
Niejeden podobny obiad minął jej na
upartym wpatrywaniu się w a
ntyczną
zastawę. Straciła wielu szanujących się,
międzywymiarowych klientów tylko
dlatego, że milczące tabloidy spomię
dzy gwiazd okrzyknęły ją infantylną.
W pewnym momencie zaczęło ją to
irytować. Drażniły ją uśmiechy, ser
deczne i współczujące, kupowane po
atrakcyjnych cenach. Czuła się zmę
czona niedopowiedzeniami zrozumia
łymi dla wszystkich poza nią.