Kajecik Nr 1/2019 (40) | Page 15

    k a j e c i k         t e m a t n u m e r u    jące w rzędz ie i zupełn ie przeme blo- waną klasę. Dziewc zyny wręczy ły nam prezent y i poinst ruował y nas, abyśmy zajęli miejsca , albowie m przy- szedł czas na jedzeni e pizzy. Myślę, że wszystk im pizza smakow ała. Później przysze dł czas na konkur sy. Toma sz Chad y, kl asa III B gimn az jum Dzi eń Chł opa ka Dzień chłopaka to tradycja w każdej szkole. Jednak różni się w każdej klasie. 2 października dziewczyny z klasy 3 B Gimnazjum zorgan izowały nam taki dzień. Lekcje zaczęły się normal nie. Wszysc y wyczek iwali godziny wychowawczej z niecie rpliwoś cią. Mimo iż nie wiedzie - liśmy, co się będzie działo, nie mogli- śmy się doczekać. Z obser wacji zacho- wań dziewcz yn można było wywnio - skować , że szykują coś wielkiego. Na przerw ie przed godziną wycho- wawczą wszysc y chłopcy zostali wypros zeni z klasy. W końc u dziew- czyny potrzeb owały czasu, aby wszystk o przygot ować. Kiedy prze- rwa skończy ła się, weszliś my do klasy, zobaczy liśmy dziewc zyny sto- Każdy z chłop aków wyloso wał balon. W środk u była kartecz ka z zadan iem, które mieliśm y wykona ć. Aby przeczy - tać, co jest na kartecz ce, każdy prze- kłuł swojeg o balona . Wykona nie pole- ceń zapisan ych na kartecz kach rze- czywiśc ie było wyzwan iem dla każ- dego chłopak a. Malowa liśmy paznok- cie, oczy eyeline rem, twarz podkła - dem. Na ławce pojawił a się jeszcze masecz ka do twarzy, okulary o nie- samow itej mocy i zalotk a do rzęs. Po tych wyzwan iach zostaliś my potrakt o- wani masecz ką. Niestet y, musieli śmy poczek ać, aby masecz ka stwardn iała, więc przysze dł czas ciastek . Ten Dzień chłopaka pozosta nie zdecy- dowani e w nasze j pamięc i. Teraz pyta- nie, jak mamy zorgani zować Dzień dziewcz yn, aby im dorówn ać? Żyje się raz! Karo lina Kmiec ik, klasa IIIA gimn azjum Pobudka o 4:30, wzięcie bagaży i ruszamy! Tak właśnie zaczęła się moja wyprawa do Maryi, pełna emocji, zmęczenia, narzeka- nia, miłych wspomnień oraz modlitwy. Pewnie zastanawiacie się, jak ja mogłam iść na pielgrzymkę?? To nie był do końca mój pomysł. Gdy byłam na spotkaniu przygotowują- cym do bierzmowania, moja starsza koleżanka Olivia zaproponowała mi, bym z nią na tę pielgrzymkę poszła. W pierwszej chwili myślałam, że żartuje – lecz nie tym razem… Byłam zdziwiona, lecz po krótkiej bitwie myśli zgodziłam się. Przecież żyje się raz! Była to pielgrzymka z Warszawy do Częstochowy. Co rok odbywa się w sierpniu. Cała pielgrzymka składa się z kilku grup, a każda grupa ma nazwę jakiegoś koloru. Moja grupa była koloru czarnego, a orga- nizatorami byli księża chrystusowcy. Wiecie jak jest na pielgrzymce? Jak nie, to poczytajcie. Po pierwszych etapach byłam zadowolona i nie mogłam się nadziwić, że jeszcze się nie zmęczyłam. Myślałam, że będzie tak cały czas, lecz się myliłam. Gdy byliśmy już za War- szawą i szliśmy małymi wioskami, na każdym kroku stali miejscowi – wspaniali ludzie – którzy dawali nam wodę, kawę, ciasto oraz owoce. Dzielili się z nami tym, co mieli, czasami nawet zakręciła się łezka w oku, gdy spoglądało się na dobroć tych ludzi. Gdy doszliśmy na pierwszy nocleg, padałam z nóg, lecz uśmiech z twarzy mi nie znikał, tak jak zresztą całej mojej grupie. Rozłożyliśmy namioty, dogadaliśmy szczegóły wieczoru i wzięliśmy „kąpiel“ – nie jest to taka łatwa sprawa, zwłaszcza, że kąpiesz się w misce. Gdy już każdy był umyty, siadali- śmy do posiłku. Potem nastał czas apelu, czyli krótkiej modlitwy i podsumowania dnia. Po nim od razu zasnęliśmy. Następnego dnia było podobnie. Lecz tym razem nasz nocleg znaj- dował się u Pani, która przyjmuje nas co roku i zawsze gotuje wielki gar zupy pomidorowej. Od początku naszego spotkania wszyscy czuli, że dzieje się coś niedobrego. Pani taka jakby smutniejsza. Nie- stety okazało się, że jest bardzo poważnie chora i ostatnie dni spę- dziła w szpitalu, lecz mimo tego nas przyjęła. Minęło kilka dni naszej drogi. Nastał dla wielu kryzys, niestety dopadł i mnie. Ból nóg, spalony nos (bo zapomniało się posmarować go kremem) oraz marudzenie. Wtedy dopiero można się przekonać, że ma się tak wspaniałych ludzi wokół. Przyjaciół, księży czy wolonta- riuszy, którzy podniosą na duchu. Czasami nawet dojdzie do wodnej bitwy, gdyż w tej chwili jedyne, o czym się marzy, to schłodze- nie wodą. Tak mijały dni . W końcu nadszedł ten oczekiwany przez wszystkich dzień. Weszliśmy do Częstochowy, na każdym zakręcie witali nas mieszkańcy. Bili nam brawa i razem z nami się radowali. Przed wejściem na Jasną Górę mówiliśmy do mikrofonu różaniec. Ostatnią dziesiątkę odmówiłam ja, była to dla mnie wyjątkowa modlitwa, zwłaszcza, że po tym całym trudzie z radością kieruję te słowa do naszej Matki Maryi. Od wejścia do klasztoru aż do obrazu szliśmy 10 minut. W tym czasie śpiewaliśmy piosenki, które poru- szały najgłębsze zakamarki serca, nawet ja się rozpłakałam. Po chwili stanęliśmy przed obrazem Maryi. Na jej sercu złożyliśmy nasze intencje oraz bagaż pielgrzymko- wych doświadczeń. Tak właśnie skończyła się ta histo- ria, pełna umocnionej wiary i nawiązywania relacji.   k a j e c i k  15