k a j e c i k t e m a t n u m e r u
jące w rzędz ie i zupełn ie przeme blo-
waną klasę. Dziewc zyny wręczy ły
nam prezent y i poinst ruował y nas,
abyśmy zajęli miejsca , albowie m przy-
szedł czas na jedzeni e pizzy. Myślę, że
wszystk im pizza smakow ała. Później
przysze dł czas na konkur sy.
Toma sz Chad y,
kl asa III B gimn az jum
Dzi eń Chł opa ka
Dzień chłopaka to tradycja w każdej szkole. Jednak różni się
w każdej
klasie. 2 października dziewczyny z klasy 3 B Gimnazjum zorgan
izowały nam
taki dzień.
Lekcje zaczęły się normal nie. Wszysc y
wyczek iwali godziny wychowawczej
z niecie rpliwoś cią. Mimo iż nie wiedzie -
liśmy, co się będzie działo, nie mogli-
śmy się doczekać. Z obser wacji zacho-
wań dziewcz yn można było wywnio -
skować , że szykują coś wielkiego.
Na przerw ie przed godziną wycho-
wawczą wszysc y chłopcy zostali
wypros zeni z klasy. W końc u dziew-
czyny potrzeb owały czasu, aby
wszystk o przygot ować. Kiedy prze-
rwa skończy ła się, weszliś my do
klasy, zobaczy liśmy dziewc zyny sto-
Każdy z chłop aków wyloso wał balon.
W środk u była kartecz ka z zadan iem,
które mieliśm y wykona ć. Aby przeczy -
tać, co jest na kartecz ce, każdy prze-
kłuł swojeg o balona . Wykona nie pole-
ceń zapisan ych na kartecz kach rze-
czywiśc ie było wyzwan iem dla każ-
dego chłopak a. Malowa liśmy paznok-
cie, oczy eyeline rem, twarz podkła -
dem. Na ławce pojawił a się jeszcze
masecz ka do twarzy, okulary o nie-
samow itej mocy i zalotk a do rzęs. Po
tych wyzwan iach zostaliś my potrakt o-
wani masecz ką. Niestet y, musieli śmy
poczek ać, aby masecz ka stwardn iała,
więc przysze dł czas ciastek .
Ten Dzień chłopaka pozosta nie zdecy-
dowani e w nasze j pamięc i. Teraz pyta-
nie, jak mamy zorgani zować Dzień
dziewcz yn, aby im dorówn ać?
Żyje się raz!
Karo lina Kmiec ik, klasa IIIA gimn azjum
Pobudka o 4:30, wzięcie bagaży i ruszamy! Tak właśnie zaczęła
się moja wyprawa do Maryi, pełna emocji, zmęczenia, narzeka-
nia, miłych wspomnień oraz modlitwy.
Pewnie zastanawiacie się, jak ja mogłam iść na pielgrzymkę?? To nie
był do końca mój pomysł. Gdy byłam na spotkaniu przygotowują-
cym do bierzmowania, moja starsza koleżanka Olivia zaproponowała
mi, bym z nią na tę pielgrzymkę poszła. W pierwszej chwili myślałam,
że żartuje – lecz nie tym razem… Byłam zdziwiona, lecz po krótkiej
bitwie myśli zgodziłam się. Przecież żyje się raz!
Była to pielgrzymka z Warszawy do Częstochowy. Co rok odbywa się
w sierpniu. Cała pielgrzymka składa się z kilku grup, a każda grupa
ma nazwę jakiegoś koloru. Moja grupa była koloru czarnego, a orga-
nizatorami byli księża chrystusowcy. Wiecie jak jest na pielgrzymce?
Jak nie, to poczytajcie. Po pierwszych etapach byłam zadowolona
i nie mogłam się nadziwić, że jeszcze się nie zmęczyłam. Myślałam,
że będzie tak cały czas, lecz się myliłam. Gdy byliśmy już za War-
szawą i szliśmy małymi wioskami, na każdym kroku stali miejscowi
– wspaniali ludzie – którzy dawali nam wodę, kawę, ciasto oraz
owoce. Dzielili się z nami tym, co mieli, czasami nawet zakręciła się
łezka w oku, gdy spoglądało się na dobroć tych ludzi.
Gdy doszliśmy na pierwszy nocleg, padałam z nóg, lecz
uśmiech z twarzy mi nie znikał, tak jak zresztą całej
mojej grupie. Rozłożyliśmy namioty, dogadaliśmy
szczegóły wieczoru i wzięliśmy „kąpiel“ – nie jest
to taka łatwa sprawa, zwłaszcza, że kąpiesz się
w misce. Gdy już każdy był umyty, siadali-
śmy do posiłku. Potem nastał czas apelu, czyli
krótkiej modlitwy i podsumowania dnia. Po nim od razu zasnęliśmy.
Następnego dnia było podobnie. Lecz tym razem nasz nocleg znaj-
dował się u Pani, która przyjmuje nas co roku i zawsze gotuje wielki
gar zupy pomidorowej. Od początku naszego spotkania wszyscy
czuli, że dzieje się coś niedobrego. Pani taka jakby smutniejsza. Nie-
stety okazało się, że jest bardzo poważnie chora i ostatnie dni spę-
dziła w szpitalu, lecz mimo tego nas przyjęła.
Minęło kilka dni naszej drogi. Nastał dla wielu kryzys, niestety dopadł
i mnie. Ból nóg, spalony nos (bo zapomniało się posmarować go
kremem) oraz marudzenie. Wtedy dopiero można się przekonać, że
ma się tak wspaniałych ludzi wokół. Przyjaciół, księży czy wolonta-
riuszy, którzy podniosą na duchu. Czasami nawet dojdzie do wodnej
bitwy, gdyż w tej chwili jedyne, o czym się marzy, to schłodze-
nie wodą. Tak mijały dni . W końcu nadszedł ten oczekiwany przez
wszystkich dzień. Weszliśmy do Częstochowy, na każdym zakręcie
witali nas mieszkańcy. Bili nam brawa i razem z nami się radowali.
Przed wejściem na Jasną Górę mówiliśmy do mikrofonu różaniec.
Ostatnią dziesiątkę odmówiłam ja, była to dla mnie wyjątkowa
modlitwa, zwłaszcza, że po tym całym trudzie z radością kieruję te
słowa do naszej Matki Maryi. Od wejścia do klasztoru aż do obrazu
szliśmy 10 minut. W tym czasie śpiewaliśmy piosenki, które poru-
szały najgłębsze zakamarki serca, nawet ja się rozpłakałam.
Po chwili stanęliśmy przed obrazem Maryi. Na jej sercu
złożyliśmy nasze intencje oraz bagaż pielgrzymko-
wych doświadczeń. Tak właśnie skończyła się ta histo-
ria, pełna umocnionej wiary i nawiązywania relacji.
k a j e c i k
15