Academica. Gazeta studencka 4 / grudzień 2017 | Page 28

recenzje / film Licencja na zabawianie „Nazywam się Bond… James Bond”. Spośród sześciu aktorów wcielających się w rolę słynnego szpiega, tę kwestię najczęściej miał zaszczyt wypowia- dać Roger Moore. Chociaż postać wykreowana przez zmarłego w 2017 roku aktora była mało wiarygodna, Anglik w ciągu dwunastu lat wystąpił w aż siedmiu filmach o przygodach agenta „007”. Już na początku lat sześćdziesiątych, gdy poszukiwano pierwszego odtwórcy Bonda, na Moore’a wskazywał autor przenoszonej na ekran książki – Ian Fleming. Artysta był jednak wówczas związany umową z produ- centami serialu Święty i w roli asa wywiadu zadebiutował dopiero w roku 1973, gdy do kin trafił ósmy film serii, Żyj i pozwól umrzeć. Chociaż żegnający się z główną rolą Sean Connery nazwał swojego następcę „ideal- nym Bondem”, Moore postanowił nie pa- trzeć wstecz i stworzył tę postać na nowo. Nadał bohaterowi wiele własnych cech, m.in.: urok osobisty, poczucie humoru i niechęć do przemocy. Szpieg w interpretacji Connery’ego bywał bezwzględny nawet wobec kobiet, podczas gdy Moore kręcił nosem, jeśli dostrzegał w scenariuszu przejawy brutalności swojego bohatera. Aparycja i charakter angielskiego aktora predestynowały go do stworzenia zdystansowanej kreacji postaci, a lżejszy klimat produkcji o agencie „007” pasował do ówczesnych kanonów kina. Większość „Bondów” z udziałem Rogera Moore’a moż- na uznać za komedie sensacyjne. Uśmiech wywołują nie tylko dowcipne wypowiedzi i styl bycia głównego bohatera (chociaż złośliwcy uważają, że aktorskie umiejętności Moore’a ograniczały się do unoszenia lewej brwi, zaciskania szczęki i unoszenia prawej brwi), ale także humory- styczne sceny oraz pozbawione realizmu wątki. Bond zbliżał się do autoparodii, gdy strzelał laserem w kosmosie (Moonraker) lub przebierał się za klauna (Ośmiorniczka), a obdarzony nadnaturalną wytrzymałością i stalowym uzębieniem olbrzym „Buźka” – jeden z najsłynniejszych antagonistów szpiega – budził więcej sympatii niż grozy. Choć nie wypada zaglądać ludziom w me- trykę, należy zaznaczyć, że wiek aktora także wpływał na kiepską wiarygodność agenta „007”. W ostatnich „Bondach” Moore’a trudno było ukryć fakt, że aktor zbliża się do sześćdziesiątki, a przecież jego bohater musiał być we wszystkim najlepszy. Sam zainteresowany żartował, że był do tej roli za stary o czterysta lat. Anglik zdawał sobie sprawę, że współtwo- rzonemu przez niego uniwersum daleko