WILK KULTURALNY|NUMER 5|LISTOPAD 2019|BONDER|STRONA 46
Elektry w celu sprawdzenia linii
pomiarowych, które ma w sobie coś z
muzyki Barry'ego z „OHMSS”. Przypadek?
Nie sądzę. Po nim czas na „Ice Bandits”
(nie mazwiązku z utworem Garbage pod
tym samym tytułem) bezpośrednio z
sekwencji narciarskiego pościgu. Tu
Arnold jawnie inkorporuje słynnymotyw
z „OHMSS”, zgrabnie go nie tyle cytując,
co przerabiając i uwspółcześniając. Do
tego bogata orkiestracja i kapitalne
tempo. Uwielbiam. Zwieńczenie to „Out
of the Snow/Stay With MePlease”
przywołujący ponownie motyw
przewodni Elektry, Lekki i wyciszający, a
przy tym bardzo klasyczny. Płynność i
niezwykłe obeznanie w gatunkach
muzycznych Arnold wykazuje w „Casino
Jazz”, które jak sam tytuł wskazuje
plasuje się gdzieś w okolicy
contemporary jazz – sekcja dęta,
pulsująca delikatna synkopa, pianino.
Ładne. Kontynuuje go „Casino”
nieznacznie zmieniającakcenty i
zastępując sekcję dętą motywem
Elektry, choć i tej nie brakuje. w kilu
pociąnięciach Ponownie ma się wrażenie
silnej inspiracji Davida twórczością
Johna Barry'ego i jest to przywoływanie
nabożne, ale nie przesadzone. Po nim
czas na „Card Game” o mrocznym,
tajemniczym charakterze, który
najwyraźniej miał na celu zacząć nam
zdradzać, że Elektra King wcale nie jest
taka niewinna i bezbronna jak się na
pierwszy rzut oka wydaje.
Następny w kolejce jest „Devil's Breath”
czyli utwór równie ciemny i
tajemniczy, a ujawniający również
Renarda, terrorystę, który uwiódł
Elektrę (fantastyczny Robert Carlyre).
Po nim oczywiście pełna wersja
motywu Elektry – o ambientowym,
lekkim, trochę niepokojącym
charakterze, ale i bardz romantycznym
i zwiewnym rozkładzie akcentów,
który znów jawnie kojarzy się z muzyką
Barry'ego. Klimat zmienia się w „Body
Double” w którym Arnold wraca do
swoich eksperymentów z brzmieniem
elektronicznym, zgrabnie wpisując
je w brzmienia orientalne i klasyczne.
„Welcome to Kazakhstan” zgrabnie
dekonstruuje motyw bondowski,
motyw całego filmu i znów świetnie
wprowadza orientalne perkusjonalia,
niepokojące trochę dźwięki, które z
kolei płynnie przechodzą w mocny
prawie dziewięciominutowy „Going
Down/The Bunker”. To jeden z moich
faworytów na tej ścieżce dźwiękowej.
Rozwijający się powoli, mrocznie i
stanowiący coś w rodzaju kwintesencji
Bonda lat 90tych. Przepych łączy się
tutaj ze znakomitym budowaniem
klimatu, tradycja z nowoczesnością, a
filmowość wręcz przechodzi w coś,
co mogło znaleźć się w grze
komputerowej z naszym ulubionym
agentem w roli głównej. Ten finał!
Proszę tylko nie zapomnieć o oddaniu
dozymetrów, przy opuszczaniu
bunkra...