Rudess popełnił tylko jedną taką płytę i w sumie może i lepiej, że zrobił
to raz, a nie jak niektórzy którzy potrafią co roku wydać przynajmniej
jeden krążek z takim materiałem. Sądzę też, że to bardzo miły album
do słuchania również poza okresem świątecznym, ale jeśli będzie dane
Wam go sobie puścić w grudniu, to na pewno będzie szokującą
alternatywą wobec najczęściej puszczanych bożonarodzeniowych
piosenek.
Rhythm Of Time (2004)
Jordan Rudess po dwóch latach od nowojorskich elegii i świątecznych
piosenkach postanowił nagrać kolejny album z gośćmi i aby tego
dokonać i zdążyć przed trasą z Dream Theater podobno miał
całkowicie zrezygnować z relacji z kimkolwiek i w jakikolwiek sposób.
Zamknąwszy się na czternaście dni w studiu, wyłączył telefon, nie
odbierał e-maili i rozmawiał z rodziną jedynie za pośrednictwem
osobistego asystenta. Czy z tego poświęcenia i obecności takich osób
jak Greg Howe, Joe Satriani, Steve Morse, Vinnie Moore, Daniel
Jakubovic, Dave LaRue, Rod Morgenstein, Bill Ruyle i Kip Winger wyszło
coś naprawdę ciekawego, że wymagało takiego poświęcenia?
Otwiera „Time Crunch” wkręcającym się w głowę klawiszem i szybkim
wjazdem gitar oraz perkusji dużo bliższym Dream Theater aniżeli
wcześniejszemu albumowi, który trochę cierpiał z powodu trochę
nijakiego brzmienia. Jest ostro, ciekawie, energetycznie i prawdziwie
WILK KULTURALNY|NUMER 3|KWIECIEŃ 2019|SYLWETKA| STRONA 31