6
Małżonka A – zarówno podczas jego pobytu w szpitalu, jak
i w okresie pooperacyjnego leczenia w domu – dzieliła
swój czas między opiekę nad dziećmi, zwłaszcza chorym
synem, a opiekę nad niemogącym się poruszać mężem.
Opieka ta polegała na pomocy przy toalecie osobistej i
ułożeniu się na łóżku, przyrządzaniu i podawaniu
posiłków, kupowaniu i podawaniu leków, jak również
konsultacjach z lekarzem odnośnie do stanu zdrowia
poszkodowanego.
Przejąłem tę sprawę, by móc na drodze
postępowania sądowego wywalczyć dla A
odszkodowanie i zadośćuczynienie w stosownej
kwocie. W wyroku sąd zasądził dodatkowo:
- 40 000 zł odszkodowania,
- 80 000 zł zadośćuczynienia,
- odsetki w kwocie ok. 40 000 zł.
Z porównania kwot zasądzonych przez sąd i
wypłaconych przez samego ubezpieczyciela wynika jasna
konkluzja, że dopiero w sądzie można oczekiwać
odszkodowania i zadośćuczynienia stosownego do
krzywdy. Bez sądu naprawienie szkody należy
uznać za iluzoryczne. Trudno ocenić, dlaczego
ubezpieczyciele tak postępują. Na tym przykładzie widać,
że racjonalnie rzecz ujmując,
mniej im się opłaca taka praktyka: dochodzą
odsetki, koszty zastępstwa procesowego, opłaty
sądowe, wyższe kwoty zasądzane przez sądy.
Jednak biorąc pod uwagę statystyki korzystania przez
poszkodowanych z tzw. firm odszkodowawczych
zamiast z usług wykwalifikowanych radców prawnych,
zakładom ubezpieczeń najwyraźniej bardziej
opłaca się część spraw przegrać,
a w większości dojść do porozumienia
z firmą i wypłacić o wiele niższe
odszkodowanie, rentę czy
zadośćuczynienie niż zasądzone
przez sąd, gdyż podobnych przypadków
jest o wiele więcej.
Z tego powodu apeluję o zdrowy rozsądek
i bezpośrednie korzystanie z pomocy radców
prawnych w zakresie dochodzenia
odszkodowań.