BIAŁY CZŁOWIEK KUPUJE BUTELKI
Elżbieta, słysząc słowo wywiad, uśmiecha się
skromnie, Zbyszek na powitanie całuje mnie w
rękę. Małżeństwem są już od ponad trzydzie-
stu lat. Cały ten czas przepracowali wspólnie
w ośrodkach dla dzieci niewidomych i niepeł-
nosprawnych w Polsce i na Ukrainie. Cztery
miesiące (sierpień-grudzień 2016 r.) spędzili w
Tanzanii (jako świeccy misjonarze), w ośrodku
dla dzieci niewidomych, albinoskich i głucho-
niemych w Buhangija, rozsławionym filmem
Martyny Wojciechowskiej (Dzieci duchy).
Czy chcielibyście wrócić do Afryki?
Elżbieta Jęczmyk: To nie jest łatwe pytanie, ja
bym bardzo chciała wrócić do Afryki…
Zbigniew Jęczmyk: Ja też, bo ja wszędzie z
moją żoną.
EJ: Ale mamy takie wątpliwości – co my może-
my dobrego zrobić jeszcze. Pojechać – tylko po
co? Myślę, że to po co my tam jedziemy musi w
nas najpierw dojrzeć i cały czas jeszcze dojrzewa.
ZJ: My nie możemy w tym pominąć naszych
wewnętrznych pobudek i ja powiem, że my za-
wsze odpowiadaliśmy na takie pytania, że to jest
w rękach Pana Boga. Czuliśmy, że on tego od nas
chce, żebyśmy tam pojechali i teraz też jesteśmy
na to poczucie otwarci.
Ale zresztą gdzie nie bywa niebezpiecznie?
EJ: Nas się pytali często: a nie boicie się ludzi?
Czy tam jest bezpiecznie?
ZJ: A nam się nic złego nie przydarzyło, żadnej
agresji!
EJ: Ja to widzę tak, że ludzie w Europie bywają
tak samo niebezpieczni. Również w Polsce.
Całe życie pracowaliście z dziećmi w Europie –
czy różnią się od nich dzieci, które spotkaliście
w Afryce?
EJ: Są bardziej samodzielne, odruchowo poma-
gają sobie nawzajem. I widzę, że na przykład w
Polsce dzieci mają dużo cech, które są efektem
tego, że żyją w dobrobycie. Jeśli dziecko dostaje
wszystko, co chce, to ciągle chce więcej i będzie
zawsze niezadowolone. Ja to widzę o wiele wy-
raźniej, od kiedy wróciliśmy do kraju. Tutaj ro-
dzice wciskają w dzieci jedzenie – jeśli nie chce
jeść, to pewnie nie jest głodne! W Afryce widzie-
liśmy, że dziecko głodne zje, cokolwiek uda mu
się dostać.
-------------------------------
Ja to widzę tak, że ludzie w
Europie bywają tak samo niebez-
pieczni. Również w Polsce.
------------------------------
Ale przecież taki wyjazd to, tak po ludzku,
ogromne wyzwanie nie tylko duchowe, ale i fi-
ZJ: Cokolwiek! Na mnie zrobiła kolosalne wra-
zyczne. Czy to was nie zniechęcało?
żenie taka scena: mianowicie przyszliśmy tam do
EJ: To jest wyzwanie fizyczne! Aczkolwiek lu- ośrodka i akurat była pora wydawania posiłków.
bimy słońce, to tam wręcz zagrażało naszemu To jest posiłek, który wygląda, jak taka kasza
zdrowiu.
manna nasza…
ZJ: Ja uwielbiam ciepło, ale zdecydowanie było EJ: Ale szara, chyba nie na mleku...
go w nadmiarze!
ZJ: I to się im wydaje do kubków albo misek,
EJ: Trzeba było się pilnować, na przykład nie wy- z kubka się wypije, z miseczki się je palcami. I
chodzić na pole w godzinach popołudniowych. A sam widok tej grupy dzieci, która tak ochoczo
jednak nawet jeśli braliśmy to pod uwagę, coś za- zajada tę masę paluszkami, a potem te dzieci to
wsze człowieka dopadnie. Jakaś biegunka, cho- naczynie, z którego im to jedzenie wydano, jesz-
roba…
cze wyskrobują. Do cna! W takim saganie to się
ZJ: Najgorsza malaria… Nas ostrzegano przed zawsze przypali i oni tę spaleniznę wyskrobują
komarami, że to najniebezpieczniejsze zwierzę paznokciami lub kapslami od napojów, żeby się
w Afryce, może zarazić tyle osób. Nie ukrywam, nic nie zmarnowało. Jak porównać tę ich breję z
żeśmy się bali. Człowiek się szczepi, zabezpie- kaszy lub fasoli z naszą sklepową ofertą…
cza, słucha komunikatów, kazano nam ubierać EJ: I pomyśli o tym, że tutaj dzieci nie dojadają i
długie rękawy, ale jak jeśli tam jest tak gorąco? jedzenie się marnuje…