IRENA CZARNECKA: Rozumiem, już niedługo kończymy. Wróćmy jeszcze do
momentu pani przyjścia do pracy. Weszła pani do gabinetu, chwilę tam stała i co potem?
LUCYNA NOWICKA: Wyszłam, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam na 112.
IRENA CZARNECKA: Gdzie była wtedy Sylwia Nycz?
LUCYNA NOWICKA:: Sylwia? Poszła do łazienki umyć ręce z kawy i zaraz wróciła. Była
przy tym jak wybierałam numer alarmowy. Potem już tylko czekałyśmy w sekretariacie
na przyjazd policji.
IRENA CZARNECKA: Gdyby cokolwiek przyszło pani do głowy, jakieś nowe informacje
proszę się odezwać. O dowolnej porze. To na ten moment tyle. Dziękuję pani..
Podaje jej wizytówkę.
LUCYNA NOWICKA: Dobrze…
SCENA V
korytarz w fabryce
IRENA CZARNECKA: Co tam?
EDEK KOWALCZYK: Był prokurator, ale bardzo mu się spieszyło. Jedno dobre, że
zarządził zabezpieczenie nagrań z monitoringu.
IRENA CZARNECKA: A to się wykazał… Przecież to standard i już o tym mówiłam.
EDEK KOWALCZYK: Tak, tak, ale poczuł się ważny i ze spokojem mógł jechać. Nie
będzie nam przeszkadzał.
IRENA CZARNECKA: No i chwała bogu. Jakieś nowe informacje? Coś znaleźliście? Bo
z rozmów z paniami niewiele póki co wynika…
EDEK KOWALCZYK: Na rączkach skakanki daktyloskopia nic nie wykazała. Ale zabrali
do laboratorium, może tam coś więcej wypatrzą. Generalnie ktoś musiał być
bezszelestnym duchem, żeby się tu dostać. I zrobić to, co zrobił. Znaleźliśmy fiolkę jakiś
leków, ale bez etykiety i nie wiemy co to jest. Może jej coś rozpuszczono w tej
oranżadzie? Stała nie dopita. Sprawdzimy. Wszystko posłaliśmy do badań.
IRENA CZARNECKA: Ciało zabrane?
EDEK KOWALCZYK: Zabrane.
IRENA CZARNECKA: Popędzajcie patologa. I co? Będziemy się powoli zwijać?
EDEK KOWALCZYK: Co można było zrobić, to zrobione. Można wracać.
IRENA CZARNECKA: Z tego wszystkiego czuję, że mam ochotę na oranżadę. Można ją
gdzieś tu kupić?
9