Scribo ergo sum (clone) | Page 18

rymu. A może oburzyła się kiedyś, że nie wspomniał o jej współautorstwie, więc Kochanowski, by ją udobruchać, napisał o niej tę fraszkę? One w końcu kochają poezję, a w szczególności taką, gdzie opisuje się je w samych superlatywach. Lecz co za ból musiała czuć, gdy otuloną ciemnością i ciszą nocą, widziała w oknie swojego Pana, zrozpaczonego po utracie biednej Uruszlki? Już nie siadał pod Lipą, nie gawędził z nią sobie, nie zapraszał do niej gości. Zamknięty w swoim dworku w Czarnolesie, zanosząc się szlochem, cierpiał i usychał z tęsknoty za swoją córką. A Lipa usychała z samotności. Czy dotrwała do czasu, gdy Kochanowski pogodził się stratą dziedziczki? A może odeszła ze świata wraz z nim, gdy ten zmarł w Lublinie? Być może przetrwała jeszcze setki lat. Kto to wie? Jakie straszne widoki musiały spotkać drzewa z „Puszczy” Artura Grottgera? Zakapturzona, mroczna śmierć z kosą w ręku, zwiastująca nadejście powstania styczniowego, sunęła między nimi powoli, budząc dreszcze. Ileż trupów padło u ich pni w walkach partyzanckich? Ileż krwi przesiąknęło w ziemię, dotykając ich korzeni? Ileż nadziei o niepodległej Polsce umarło na ich oczach? Najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że musiały na to patrzeć, ale nie były w stanie nic zrobić – korzenie usilnie trzymały w ziemi ich rozjuszone, wściekłe serca rwące się do walki. Były bezsilne wobec tragedii rozgrywającej się w ich obecności. A co z Wysokimi Drzewami, o których w zachwycie opowiadał Leopold Staff? Musiały być wyjątkowe, by zyskać uznanie u tak znakomitego poety. Utwór im poświęcony powstał po I wojnie światowej – czy Staff afirmował tylko ich piękno zewnętrze, czy też wewnętrzne: to, że mimo strasznych wydarzeń, wielu lat walk, one stały nadal silne, dumne, promieniejąc swoim pięknem? I rosły, by być co raz wyższe i wyższe! W ilu piecach zniknęły wycięte drzewa, o których Jacek Kaczmarki pisał w swoim utworze „Młody las”? Czy ten młody las gościł często w swoich progach poetę, czujnym uchem wysłuchując piosenek nuconych przez niego pod nosem? Co mógł poczuć Kaczmarski, gdy pewnego niedzielnego popołudnia przybył odwiedzić swojego przyjaciela, a zastał jedynie karczowisko? Tak nagle, w obojętności drwali, przy akompaniamencie rozpaczy ptaków, padły skarbnice wiedzy – niezasłużenie. Co powiedziałaby drzewa za kilkaset lat? O epoce ludzi ceniących bardziej wyświetlacze telefonów niż twarze przyjaciół? O ludziach, podpalających kilkadziesiąt tysięcy hektarów