Połamany długopis 3/2019 3 numer 2019 r do druku | Page 7

Z jednej strony był bezgranicznie dum- ny z reprezentowania swojego rodu i zamierzał oddać życie za jego dobre imię. Z drugiej jed- nak wiedząc, że w turnieju będzie mógł się na- tknąć na Noc, narastała w nim ochota ucieczki i przegrania walkowerem lub wycofania się. Ostatnio, jego ulubionym zakątkiem stał się pagórek na obrzeżach Edenu, który był za- kryty przed wścibskimi spojrzeniami ciekaw- skich rozłożystym brzegiem boru. Siadał tam na wygrzanych od słońca kamieniach i pozwalał, by niesforny wiatr mierzwił mu włosy. Lubił zamykać wtedy oczy i powoli odlatywać w kra- inę marzeń. Właśnie podczas jednej z takich chwil, gdy przejęty myślami bezwiednie poło- żył się na twardej skale, do jego oazy wkradła się nieproszona osoba, która kopiąc kamyki nie- chcący trafiła go w policzek. Chłopak, brutalnie wyrwany ze świata fantazji, rozejrzał się gniewnie dookoła. Znieruchomiał na widok Nocy, która stojąc nieruchomo na ścieżce, wpa- trywała się w niego. W dłoni mocno ściskała kij treningowy. Mierzyli się przez jakiś czas wzro- kiem. Potem, zachęcona jego spojrzeniem, nie- pewnie przysiadła obok niego. Poczęstowała go chlebem czosnkowym i dzięki temu mieli czas na przygotowanie się do rozmowy. - Przepraszam - zaczęła Noc cicho, sku- biąc dolną wargę. - Nie zauważyłam cię. - Nic nie szkodzi - Dzień pomasował się lekko po policzku. Nieco zaskoczył ją jego spo- sób bycia, zupełnie różniący się od tego z ich poprzedniego spotkania. - Ja też powinienem przeprosić za kolegę. - Nie można zapleść innym języków, prawda? - spytała półżartem. - Mówiąc szcze- rze, cała ta sytuacja była wyjątkowo głupia. Noc bardzo starała się nie okazywać Dniowi radości jaką odczuwała z powodu ich spotkania. Od tamtej scenki na placu nie mogła przestać myśleć o jej przebiegu. Bała się, że uznali ją za grożącą komu popadnie dziwaczkę. Jednocześnie karała się w myślach za to, że ta- kimi drobiazgami przestaje skupiać się na zbli- żających się wielkimi krokami walkach. Jej Mistrz stawiał przed nią coraz trudniejsze zada- nia, przez co często, padając na łóżko po trenin- 7 gach, nie miała siły choćby kiwnąć palcem. Ciężar psychiczny również jej doskwierał. Nie miała nawet znajomych, którym mogłaby się poskarżyć, więc dusiła swoje negatywne uczu- cia w sobie. - Dlaczego tak uważasz? - zaoponował chłopak. - Dar był wyjątkowo chamski, nor- malną rzeczą było walczyć o swoje. - Tylko po co? - odwróciła głowę, wbija- jąc wzrok w kamień. - Nie było potrzeby, bym tam wyszła. Poza tym, co niby przez to osią- gnęłam? Pogroziłam palcem, rzuciłam kąśliwą uwagę i przeszłam kilkanaście metrów. Wielkie mi co. Ta gra z pewnością, nie była warta świeczki. Była po prostu idiotyczna. - Ale dzięki temu mogłem cię poznać – powiedział uśmiechając się przyjaźnie. - Dlaczego szłaś do lasu? - Chyba z tego samego powodu, przez który ty tu siedzisz. Chciałam pobyć chwilę sa- ma, z dala od rodziców, obowiązków i Edenu. Miałam w planach trochę poćwiczyć, ale chyba to nie wypali. - Mogę ci pomóc - zaproponował entu- zjastycznie Dzień. - Ale mam jeden warunek. - Jaki? - Noc wstrzymała oddech. - W zamian będziesz ze mną trenować moją moc - rozłożył ręce, ruszając palcami. - Niby jestem w stanie kontrolować ten ogień i inne trele morele, ale nawet nie potrafię zapalić świeczki. - Zgoda - Noc zaśmiała się cicho. I tak zaczęli regularnie się spotykać. Dzień w dzień, o tej samej godzinie umawiali się przy pagórku, po czym wchodząc głębiej w las ćwiczyli do upadłego. Niezmąconą leśną ci- szę przerywały tylko ich urywane oddechy i świst kijów treningowych. Po zakończeniu wy- czerpującej walki wracali na wybrzuszenie, by Noc mogła tłumaczyć chłopakowi techniki związane z nadprzyrodzonymi zdolnościami. Bardzo często urządzała dla niego mini pokazy. Mimo, iż jej specjalizacją był mrok, sposób zaw-