Połamany długopis 3/2019 3 numer 2019 r do druku | Page 5
Wśród znajomych twarzy bez trudu od-
nalazła obiekt swoich westchnień - młodego
chłopaka o uderzającej urodzie, który miał na
imię Dzień. Z rozmów koleżanek wiedziała, że
jest w jej wieku i również ma ,,zaszczyt’’ być
rodzinnym reprezentantem w „Grze wartej
świeczki”. On jednak, w przeciwieństwie do
niej, był z tego powodu niezmiernie dumny.
Małgorzata Żyto kl. III g (G)
„Dzień i Noc”
Praca wysłana na XXXIV Międzynarodowy
Konkurs Literacki
im. Wandy Chotomskiej w Słupsku
Noc często zastanawiała się, dlaczego to
właśnie ona ma być reprezentantką rodu w
zbliżających się zawodach nazywanych ,,Grą
Wartą Świeczki’’. Była to istna sortownia talen-
tów, która spośród wielu młodocianych magów
wyławiała nieoszlifowany diament. Diament,
którego wcześniej nikt inny nie dostrzegł. Była
też najszybszym sposobem na zyskanie nowych
sprzymierzeńców, wrogów, zaskakujących
przeciwników i nietypowych sojuszy. Mogła
podzielić stojących za sobą murem rówieśni-
ków, przestawiając ich niczym pionki na sza-
chownicy.
Każdy zawodnik miał przeciw sobie
trzech przeciwników, którzy reprezentowali
różny poziom umiejętności. Potem, po ocenie
sędziów, z jednej czwórki wybierano dwójkę,
która łączyła się z inną parą, przechodząc do
kolejnego etapu. Były trzy rundy, po nich półfi-
nał, a na końcu pełen emocji wielki finał, o któ-
rym edeńczycy rozmawiać będą przez następ-
nych kilka tygodni. Zwycięzca zyskiwał wiecz-
ną sławę i szacunek, czego znakiem był tatuaż
w kształcie świecy ulokowany na nadgarstku
dominującej ręki.
Noc z przyjemnością patrzyła, jak Dzień
walczył ze swoimi kolegami. Jego ruchy były
kocie, zwinne i pełne gracji. Z pewnością był
wybitnie obyty w walkach i sztuce samoobro-
ny. On, inaczej niż ona, nie polegał jedynie na
swojej mocy, co trochę ją zawstydzało.
W duchu przyznawała rację swojemu Mistrzo-
wi, który zawsze ją z tego powodu rugał. Wi-
dząc, że jej myśli schodzą na złe tory wstała,
chcąc przygotować sobie kubek aromatycznej
herbaty. Schodami zbiegła na dół trzymając się
pozłacanej poręczy. Ślizgając się po marmuro-
wej posadzce, weszła do kuchni. Napełniła czaj-
nik i postawiła go na gazie. Czekając na zagoto-
wanie wody, zerknęła przez szybę, lekko zaku-
rzoną od pyłu unoszącego się nad drogą biegną-
cą pomiędzy jej domem, a placem.
Z tego punktu obserwacyjnego Dzień
wyglądał jeszcze korzystniej. Pukle jego jasno-
brązowych włosów i miodowe oczy mieniły się
w skwarnym słońcu, a na delikatnie opalonej
skórze widać było kropelki potu. Podparła pod-
bródek na ręce i nie mogła oderwać wzroku od
jego sylwetki. Na jej ustach pojawił się błogi
uśmiech. Doskonale zdawała sobie sprawę, że
jej uczucie było jednostronne. Poza światem jej
marzeń byli jawnymi wrogami, a wszyscy
mieszkańcy miasta z niecierpliwością oczeki-
wali na ich starcie w turnieju. Walki pomiędzy
przedstawicielami najpotężniejszych drzew ge-
nealogicznych były bardzo sławnym i widowi-
skowym wydarzeniem. Ich zwycięzca okrywał
się wiecznym szacunkiem i poważaniem. Nie-
ważne jak dawno temu odbył się turniej, na
zawsze pozostawał w pamięci potomnych.
W szeregach jej krewnych znajdowali
się o wiele wybitniejsi i bardziej doświadczeni
magowie, którzy mogliby ją zastąpić. Często
siadała na rozległym parapecie w swoim pokoju
i wyglądając przez okno odpływała w świat
fantazji, świat pełen rozterek oraz trosk. Cza-
sem coś ją wyrywało z zadumy. Był to męski
śmiech z nutą ciepła, który z łatwością roztapiał
serca licznych młodych dziewcząt. Wtedy Noc
radośnie przenosiła wzrok na znajdujący się
przed jej kamienicą plac treningowy, na którym
Głośny gwizd czajnika niechętnie odcią-
młodzi tego miasta hartowali się i kształcili
gnął Noc od obserwacji. Była w trakcie nalewa-
swoje umiejętności. Nie inaczej było i dzisiaj.
5