Nomen Omen Luty 2019 | Page 17

17

Pani z aparatem. „Chcecie Panie zdjęcie ? Ładnie się razem prezentujecie”. Podeszła do nas cała na czarno z aparatem Instax w dłoni. Usiadłyśmy jedna obok drugiej na leżakach, broda podparta na dłoni, noga na nogę, czarne sukienki. Klik, zdjęcie zrobione. Mama włożyła je w jedną z przegródek portfela. Na tym zdjęciu, jesteśmy do siebie uderzająco podobne, choć zmarszczki zdradzają wiek R. Fotografie to oponenci przemijania, bo utrwalają coś co powinno przeminąć i sprawiają, że dopóki papieru nie strawi czas to wszystko co na nim widnieje pozostaje nieśmiertelne. Kiedyś pewnie wrócę do tego zdjęcia, a ono jak nakręcona katarynka wyśpiewa mi swoją historię, uwięzioną we mnie i mamie siedzących na leżakach.

Dziewczyna w futrze. Spotykałam ją każdego dnia. Zawsze miała na sobie grube futro w cętki, perukę z warkoczykami na głowie, mocny makijaż i papierową koronę. Snuła się po korytarzach kina albo siadała w jednym miejscu na schodach i rozglądała się dookoła. Nadmiar tkanin, świecidełek i pudru nie był jednak w stanie zakryć tego co kryło się pod. Ta kobieta była przeraźliwie smutna. Spoglądając na nią miało się wrażenie, że wręcz prosi by na nią zwrócono uwagę, ale paradoksalnie nikt tego nie robił. Im więcej miała na sobie, tym mniej rzucano na nią ukradkowych spojrzeń. Przebranie przynosiło odwrotny do zamierzonego skutek - zamiast wzbudzać zainteresowanie, przyćmiewało jej osobę i sprawiało, że stawała się niewidzialna. Ukryta za kostiumem mogła bezkarnie obserwować to co działo się wokół i może to był jej cel. Cały czas zastanawiam się po co tam przychodziła. Gdyby nie te zamglone, przymrużone oczy którymi wodziła po ludziach, byłabym w stanie uwierzyć, że jej obecność w kinie była zwykłym performance’m.

wikolo